piątek, 27 listopada 2015

Zakrzepica żyły wrotnej i marskość wątroby - co dalej?

Nadszedł najwyższy czas na napisanie uaktualnienia, dotyczącego mojej choroby. W związku z faktem, iż spotykam się ze sporym odzewem osób, poszukujących informacji na temat zakrzepicy i to nie tylko żyły wrotnej jak to jest w moim przypadku, ale też innych podobnych dolegliwości związanych z każdą inną zakrzepicą i marskością wątroby, postanowiłam napisać co dzieje się u mnie. Piszecie, że w internecie można znaleźć jedynie informacje teoretyczne - mało jest zaś kwestii praktycznych i wymiany doświadczeń osób, które przechodzą podobne problemy. 

Ostatnio pisałam o moich wynikach z maja 2015 (post). Później odwiedziłam swoich transplantologów w listopadzie. Przed wizytą oczywiście standardowo wykonałam badania z krwi.

LISTOPAD 2015

INR 1,50
Albumina 3,2 g/dl
Bilirubina 3,31 mg/dl
Kreatynina 0,6 mg/dl
Wodobrzusze - brak
Encefalopatia wątrobowa - brak


MELD = 15

Jak widać moje wyniki znów się pogorszyły. Podczas wizyty u chirurgów, zdecydowano się na wykonanie badania TK (tomografia komputerowa) jamy brzusznej w celu aktualizacji obrazu łożyska wrotnego i oceny ryzyka przeszczepienia wątroby. W tym celu zostałam skierowana na oddział chirurgii ogólnej do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie. Podczas hospitalizacji wykonano kolejne badania z krwi, RTG głowy, RTG klatki piersiowej, USG piersi, spirometrię, kontrolę u stomatologa i pantomogram. Wszystkie te badania miały służyć uaktualnieniu wyników do karty ewentualnego przeszczepu. Do szpitala poszłam w poniedziałek, a w środę odbył się "kominek", gdzie dyskutowano między innymi o moim przypadku. Podjęto decyzję, iż póki nie ma zagrożenia życia, to transplantolodzy nie podejmą się przeszczepienia wątroby, ponieważ ryzyko niepowodzenia operacji przekracza 50%. Tak naprawdę chirurdzy nie są w stanie zrobić nic a moja wątroba musi mi służyć tak długo jak to tylko możliwe. Oczywiście wyniki nieco się poprawiły - ale u mnie takie skoki i wahania to raczej naturalny stan rzeczy. De facto zostało mi powtórzone to, co już wiedziałam - obecnie mam większe szanse przeżycia roku z moją własną wątrobą niż szanse przeżycia samej operacji. Przeszczep to zatem ostateczność, obciążona olbrzymim ryzykiem śmierci. 

Biorąc pod uwagę, że jestem pod opieką jednego z najlepszych zespołów transplantologicznych w Polsce, wychodzi na to, że polscy specjaliści nie są w stanie zrobić dla mnie nic więcej. Zaczynam myśleć dosyć intensywnie o konsultacji za granicą... Może Niemcy? Jeśli ktoś z Was ma jakieś informacje o znakomitych zagranicznych klinikach hepatologicznych i transplantacyjnych, to będę wdzięczna za każdą informację. Póki co, chciałabym nawiązać korespondencję z taką kliniką, przesłać przetłumaczoną dokumentację medyczną i dopiero umówić się na konsultację. Może medycyna światowa ma jakieś rozwiązanie dla mnie... 

wtorek, 13 października 2015

Mój pierwszy makijaż permanentny - brwi

Każdy z nas ma jakieś wady, które chciałby ulepszyć. Dobrze, gdy mamy na to wpływ i faktycznie jesteśmy w stanie coś poprawić. Tak było w przypadku moich brwi. Natura nie obdarzyła mnie regularnymi i gęstymi brwiami. Moje były krótkie, kończyły się w połowie oczu, były jasne oraz bardzo wybrakowane. Oczywiście w codziennym makijażu poprawa wyglądu brwi była jednym z niezbędnych etapów - w ruch szła kredka lub cień. Doszłam do naprawdę dużej wprawy w malowaniu brwi. Wyglądały naturalnie a jednocześnie podkreślały oprawę oczu. Aż pewnego dnia spełniło się moje marzenie o wykonaniu makijażu permanentnym brwi. 

Zabieg postanowiłam wykonać w profesjonalnym gabinecie i choć przyszło mi zapłacić 900 zł za tą przyjemność to jednak wolałam dołożyć niż pójść do tańszego, niepewnego miejsca. Instytut Sharley w Warszawie, mieszczący się przy Al. Jana Pawła II 75, należy do jednego z bardziej ekskluzywnych miejsc w stolicy. Na wizytę czekałam ponad miesiąc, ale opłacało się. Pani linergistka wybrała dla mnie metodę cieniową z uwagi na bardzo małą ilość naturalnych włosków w brwiach. Na początku zrobiła szkic brwi kredką - ja musiałam zaakceptować ich kształt i intensywność. Następnie Pani linergistka dobrała odpowiedni kolor i rozpoczęła zabieg. Po znieczuleniu specjalnym kremem odczuwałam tylko delikatne szczypanie - oczywiście pod wpływem czasu stawało się ono bardziej uciążliwe, ale na mnie nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Sądziłam, że będzie boleć znacznie bardziej. Efekt finalny był rewelacyjny - zarówno kształt, grubość jak i intensywność były fantastyczne. Oczywiście zaraz po zabiegu efekt jest podobno nieco "przerysowany", ale w moim przypadku brwi i tak były subtelne. 
Po zabiegu dostałam specjalny krem, który miałam stosować dwa razy dziennie do czasu kolejnej wizyty.W ciągu tygodnia po zabiegu brwi się delikatnie złuszczyły i zbladły. Druga wizyta (która jest już wliczona w cenę) polega na finalnym uzupełnieniu barwnika. Na ten zabieg jestem umówiona na początku listopada. Poza lekkim zaczerwienieniem nie miałam żadnych problemów po zabiegu. Moje brwi mają idealny kształt choć teraz są nieco blade, ale z niecierpliwością czekam na wizytę korygującą.
Efekt ma się utrzymać przez 2 - 3 lata i stopniowo blaknąć. Jeśli w ciągu dwóch kolejnych lat, zdecyduję się na ponowne wykonanie makijażu permanentnego w Instytucie Sharley otrzymam 50% zniżki. Myślę, że to uczciwa propozycja. 

Po drugiej wizycie umieszczę finalne zdjęcia wyglądu moich brwi. Osobiście cieszę się, że zdecydowałam się na ten krok choć w internecie spotkać się można z naprawdę skrajnymi opiniami. Ja się jednak nie zawiodłam... :)

niedziela, 27 września 2015

Zapraszam Was do naszego sklepu internetowego - Zapach Twojego Domu

Szczęśliwie przebrnęłam przez bardzo intensywny okres w moim życiu. Właśnie mija pierwszy miesiąc od naszego ślubu. Niebawem zamieszczę posty z dokładnym omówieniem i zaprezentowaniem wszystkich elementów, które się wiązały z naszą piękną i wyjątkową uroczystością. 
Kolejnym dużym krokiem, o którym chcę Wam dzisiaj powiedzieć jest otwarcie sklepu internetowego. Razem z mężem założyliśmy spółkę i ruszyliśmy z internetową sprzedażą świec zapachowych. Z uwagi na sentyment, jaki mamy do tego typu produktów, postanowiliśmy uderzyć właśnie w tą branżę. Świece zapachowe towarzyszą nam od momentu zakupu naszego mieszkania. Pragnęliśmy znaleźć zapach, który byłby charakterystycznym zapachem naszego domu - w tym celu udałam się do stacjonarnego sklepu Yankee Candle i zakupiłam pierwszą świecę o zapachu wanilii. Od tego czasu w naszym domu na zawsze zagościły piękne zapachy. Świece palimy zazwyczaj wieczorami, co daje niepowtarzalny, domowy, przytulny klimat. Nasze przywiązanie do ekskluzywnych świec zapachowych takich jak Yankee Candle czy WoodWick przerodziło się w pomysł na biznes i tak oto doszło niedawno do otwarcia strony internetowej naszego sklepu, do którego już dziś Was zapraszam. W przyszłości planujemy zaangażować się także w sklep stacjonarny. Mamy nadzieję, że sprawdzona jakość naszych produktów oraz indywidualne podejście do odbiorców, sprawi, iż nasi klienci będą zadowoleni z naszych usług i zakochają się w aromatach świec zapachowych tak jak my.



Zapraszamy:


i nie zapomnijcie polubić nas też na facebook'u ;)

piątek, 26 czerwca 2015

W toku przygotowań...

Przygotowania do ślubu idą pełną parą. Jakiś czas temu napisałam post o sali weselnej, którą wybraliśmy (zobacz). Uroczystość odbędzie się 29 sierpnia także zostały jeszcze dwa miesiące. Udało nam się już zamówić usługi barmana, fotografa, DJ'a, zamówiliśmy również tort i auto do ślubu, Piotrek kupił garnitur a ja suknię ślubną. Obecnie jestem w trakcie poszukiwań makijażystki. Za mną już pierwszy makijaż próbny, ale niestety efekt był według mnie mizerny i nie nawiązałam dalszej współpracy z dziewczyną, która wykonała na mnie próbny makijaż i fryzurę. W przyszłym tygodniu jestem umówiona na dwie kolejne próby u innych dziewczyn. Mam nadzieję, że któraś z nich okaże się wystarczająco kompetentna. Wizyta na paznokcie również już jest zarezerwowana. Pozostaje fryzjer. Cały czas jesteśmy także na etapie dogadywania się z kwiaciarką, która ma przystroić kościół i salę. Przede mną jeszcze odwiedziny kwiaciarni w celu zamówienia wiązanek. Pozostają również dodatki - buty, biżuteria, bielizna... No i najważniejsze - obrączki. 
W ten weekend będziemy uczestniczyć w weekendowym kursie przedmałżeńskim organizowanym w Kościele Św. Anny w Warszawie. Zdecydowaliśmy się na przyśpieszony kurs z uwagi na brak czasu w tygodniu. Poza tym oboje wolimy szybko załatwić tą sprawę. 

Oczywiście wybraliśmy już także alkohol na wesele. Udało nam się także zaprosić już około 80% gości. Zdecydowaliśmy się na niewielkie, eleganckie zaproszenia a jako prezent od gości weselnych wskazaliśmy kupony Lotto. 






Wkrótce dalsze relacje z przygotowań :)

czwartek, 28 maja 2015

Makijaż na siłowni - tak czy nie?

Na przełomie października i listopada wprowadziłam do swojego życia niebagatelną zmianę, a mianowicie wizyty na siłowni. Z dumą mogę oznajmić, że do dnia dzisiejszego chodzę na treningi. Obecnie staram się być co najmniej 2-3 razy w tygodniu, niekiedy udaje się 4, ale stosunkowo rzadziej. Niemniej jednak jestem zadowolona, iż siłownia stała się elementem mojego życia. Śmiem wysnuć wniosek, że aktywność fizyczna nie tylko przyczyniła się do zrzucenia kilku kilogramów, ale polepszyło się też funkcjonowanie i wydolność mojego organizmu. Podczas tych paru miesięcy pojawiło się w mojej głowie pytanie: "Czy malować się na siłownię?". 


Z moich obserwacji wynika, że odpowiedź na to pytanie może brzmieć twierdząco oraz przecząco. Od czego to zależy? Na pewno każda kobieta ma własne przemyślenia na ten temat. Według mnie są plusy i minusy obu możliwości.
Makijaż dodaje pewności siebie, podkreśla nasze atuty, polepsza naszą samoocenę a tym samym wpływa korzystnie na samopoczucie i chęć do działania. Kobieta, która podkreśla swoją urodę makijażem jest nie tylko bardziej atrakcyjna, ale równocześnie w połączeniu z aktywnością fizyczną jest odbierana jako osoba dbająca o siebie. 




Z drugiej strony minusem makijażu na siłowni jest to, iż bardzo często jest on zbyt przesadny, może się rozmazywać i spływać pod wpływem potu, co nie wygląda korzystnie. Ponadto skóra twarzy jest obciążona i utrudnione jest jej "oddychanie". 


Wniosek: we wszystkim należy zachować umiar i to nic odkrywczego. Osobiście maluję się na siłownię - zazwyczaj jest to lekki makijaż, co do którego mam pewność, że nie spłynie z mojej twarzy po 10 minutach wysiłku. Mój trening obejmuje cardio także pot bardzo często mi towarzyszy. Istotne w tym względzie jest to, aby użyć kosmetyków wodoodpornych, które nie tylko uchronią nas przed efektem "pandy", ale sprawią, iż make up będzie bardziej trwały i odporny na ścieranie (np. przez ręcznik). Przyznam, że makijażu nie wykonuję jedynie z uwagi na wyjście na siłownię. Zazwyczaj jest tak, że na trening chodzę po południu lub wieczorem także i tak mam na sobie make up. Jeżeli jednak decyduję się na poranny trening, to używam jedynie lekkiego podkładu aby ujednolicić cerę. Sięgam także po tusz do rzęs i podkreślam brwi. Owszem, makijaż dodaje mi pewności siebie, ale potrafię wyjść także bez niego, co niejednokrotnie miało już miejsce. 

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy według Was makijaż na siłowni jest potrzebny?


Zakrzepica żyły wrotnej i marskość wątroby - aktualizacja

Przyszedł najwyższy czas na aktualizację mojego stanu zdrowia. Od ostatniego postu na ten temat minął ponad rok dlatego myślę, że warto wspomnieć o sprawach, które się w tym czasie wydarzyły. Powodem podjęcia tematu na nowo jest również szerokie zainteresowanie moich czytelników, którzy w licznych wiadomościach e-mailowych opisują swoje przypadki i doświadczenia. Jestem wdzięczna każdemu z osobna za informacje oraz wspieram wszystkich nie tylko słowem, ale i myślami. Oczywiście pragnę zaznaczyć, że jestem w dalszym ciągu do stałej dyspozycji tych wszystkich, którzy trafią na mojego bloga w poszukiwaniu jakichkolwiek wzmianek na temat zakrzepicy czy marskości wątroby. Z moich dotychczasowych obserwacji ośmielę się wysnuć wniosek, iż jestem chyba prekursorem w kwestii zakrzepicy żyły wrotnej - bynajmniej nie trafiłam na osobę, która miałaby bogatszą i dłuższą historię. Właśnie z tej przyczyny pragnę być w łączności ze wszystkimi, którzy zdecydują się na kontakt ze mną. Tymczasem do rzeczy...

STYCZEŃ/LUTY 2014

W styczniu 2014 roku moje badania prezentowały się następująco (biorę pod uwagę jedynie najważniejsze wskaźniki wątrobowe):

INR 1,53
Albumina 35,75 g/l
Bilirubina 2,82 mg/dl
Kreatynina 0,57 mg/dl
Wodobrzusze - brak
Encefalopatia wątrobowa - brak

W lutym 2014 roku byłam na wizycie u transplantologów w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus. Tam w poradni chirurgicznej, gdzie zazwyczaj konsultuje zespół prof. Andrzeja Chmury - tj. dr Marek Pacholczyk i dr Beata Łągiewska ustalana jest czynność wątroby poprzez wyliczenie tzw. wskaźnika MELD (szczegółowe informacje znajdziecie tutaj). Mówiąc w skrócie jest to wskaźnik prognostyczny w marskości i kwalifikacji do przeszczepienia wątroby. Mój MELD oscylował w granicy 10 także było się czym chwalić ;p


CZERWIEC 2014 

INR 1,32
Albumina 3,6 g/dl
Bilirubina 2,61 mg/dl
Kreatynina 0,50 mg/dl
Wodobrzusze - brak
Encefalopatia wątrobowa - brak
MELD -12.


LISTOPAD 2014

Albumina 37,96 g/l
Bilirubina 2,46 mg/dl
Kreatynina 0,57 mg/dl
Wodobrzusze - brak
Encefalopatia wątrobowa - brak
MELD - 13

W tym samym miesiącu wykonano mi USG jamy brzusznej. Drogi żółciowe poszerzone do 7mm. Śledziona powiększona do 156 mm z licznymi naczyniami krążenia obocznego, wśród których widoczna była owalna przestrzeń o rozmiarze 45 mm o zaburzonym spectrum przepływu. Były wątpliwości co do tego czy jest to poszerzone naczynie żylne czy też progresja wielkości jednego z tętniaków opisywanych poprzednio w badaniu TK (wcześniejsza weryfikacja tomograficzna wykluczyła ewentualność tętniaka).

W lutym 2015 roku musiałam zrobić gastroskopię żeby zweryfikować ewentualne pojawienie się żylaków. Na szczęście nie było po nich śladu.


MAJ 2015

INR 1,42
Albumina 34,12 g/l
Bilirubina 2,14 mg/dl
Kreatynina 0,52 mg/dl
Wodobrzusze - brak
Encefalopatia wątrobowa - brak
MELD - 13

W maju 2015 roku wykonano ponowne badanie USG, które de facto nie różniło się od poprzedniego.

Jak widać niewiele się zmieniło. Moja wątroba miewa lepsze i gorsze chwile, ale pozostaje względnie stabilna i na chwilę obecną jej praca jest zadowalająca. Biorąc pod uwagę ryzyko powikłań operacji przeszczepienia wątroby, brak jest wskazań do podjęcia się przeszczepu. Kolejna wizyta kontrolna  w listopadzie... 

środa, 6 maja 2015

Zdjęcia z Majówki i nowe pazurki

Za mną rewelacyjna Majówka, którą spędziłam z moim Piotrkiem na Mazurach - a konkretnie w Mrągowie i Mikołajkach. Choć pogoda nie była najlepszą stroną tegorocznej Majówki, to jednak ten długi weekend na długo pozostanie w mojej pamięci. Spacery wzdłuż jeziora, wspólne drinkowanie, przechadzki po rynku czy pływanie motorówką po jeziorze Mikołajskim to jedne z największych zalet naszego wyjazdu. Oboje doszliśmy do wniosku, że będziemy wracać do tych miejsc, i że wolimy wyjazdy na Mazury niż długie wyprawy nad polskie morze. Zakochałam się w tamtejszej przyrodzie. W zależności od upodobań, mogliśmy doświadczyć spokoju i bliskości natury podczas pieszych wycieczek lub skorzystać z atrakcji nieco bardziej rozrywkowych, organizowanych w centrum. Oto kilka pięknych chwil... 




Po powrocie przyszedł czas na odnowienie moich paznokci. Alicja stworzyła na moich pazurkach takie oto cuda:




środa, 29 kwietnia 2015

Czas przemija, pasja pozostaje...

Minęło sporo czasu od chwili, gdy po raz ostatni wykonałam jakiś sensowny rysunek. Na szczęście znalazłam odpowiednią chwilę, aby nadrobić nieco zaległości i przypomnieć sobie jak to jest trzymać ołówek w dłoni... Mam nadzieję, że teraz uda mi się częściej sięgać po to narzędzie. Jestem typem samouka jeśli chodzi o szkicowanie i malowanie, ale chciałabym podszlifować swój warsztat. Po kilku latach przerwy zdecydowałam się na narysowanie konia - co zresztą zawsze było moim ulubionym tematem szkiców. 


Możecie śmiało komentować efekt. Jestem otwarta na wszelkie sugestie i uwagi, które na pewno wezmę pod rozwagę. Tymczasem szkolę się dalej ;)

piątek, 24 kwietnia 2015

Pierre Cardin - duża, miętowa, skórzana torebka

Natchniona pastelową fascynacją i podekscytowana piękną, wiosenną pogodą - w ostatnich tygodniach preferuję wyłącznie jasną kolorystykę. Od dawna planowałam zakup nowej torebki. Odrzucałam oczywiście typowe czernie, brązy czy rudości. Miałam ściśle sprecyzowane wymagania - jasny kolor, wielkość mieszcząca format A4, sztywna, najlepiej w kształcie trapezu. Niestety nie mogłam znaleźć swojego ideału ani w internecie ani w sieciówkach. Za namową Piotrka, udałam się do sklepu Pierre Cardin. Okazało się, że to właśnie tu znalazłam coś dla siebie. Piękna, jasna, miętowa torebka przykuła nie tylko mój wzrok, ale również mojego chłopaka. Obecnie jestem szczęśliwą posiadaczką skórzanej, pojemnej i eleganckiej torebki Pierre Cardin, która kosztowała niecałe 300 zł. Mam nadzieję, że okaże się ona dobrą inwestycją ;)




A Wy? Jakie torebki nosicie tej wiosny?


niedziela, 19 kwietnia 2015

Nowe pazurki i efekt "syrenki"

Najwyższy czas na aktualizację zakładki "paznokcie" - dwa dni temu udałam się do Alicji, o której pisałam Wam tutaj. Pozostając w temacie pastelowych kolorów, zdecydowałam się na lakier w kolorze jasnego błękitu. Oczywiście chciałam go przełamać jakimiś ozdobami. Z uwagi, że Alicja zakupiła modny ostatnio pyłek, dzięki któremu paznokcie mienią się rozmaitymi drobinkami, tzw. efekt syrenki, postanowiłyśmy wypróbować go na mnie. Prawdę mówiąc, teraz nie dziwię się zachwytom dziewczyn, które tak go chwalą w sieci. Dosyć gadania - oto moje cudowne pazurki...



Magiczny pyłek znajduje się na serdecznym i wskazującym palcu - myślę, że taki akcent jest subtelny i wystarczający. Dla mnie rewelacja!

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Podrażnione oczy - mój problem rozwiązany

Nie tak dawno borykałam się z problemem podrażnionych oczu, a konkretnie powiek. Do dziś nie wiem, co było powodem tak ostrej reakcji skóry. Podejrzewam, że przyczyniły się do tego cienie do powiek, ale prawdę mówiąc od dawna używam tych samych i wcześniej nic się nie działo. W każdym razie moje powieki były czerwone, suche, z odstającymi skórkami. Próbowałam różnych kremów i maści, lecz zazwyczaj każdy specyfik powodował, że oczy jeszcze bardziej mnie piekły i swędziały. Na szczęście udało mi się trafić na odpowiedni produkt, który w 2-3 dni doprowadził moje powieki do rewelacyjnego stanu. Moim ratunkiem okazał się stary i sprawdzony krem NIVEA.


Wciąż smaruję nim powieki i okolice oczu, nakładając grubą warstwę na noc. Podobnie robię z dłońmi. Rano są one świetnie nawilżone i mięciutkie. Czasem stare, sprawdzone produkty, okazują się najlepsze... 

sobota, 4 kwietnia 2015

Brwi z Essence

O mankamentach urody mówimy dosyć niechętnie. Często jest to powód naszych kompleksów czy wstydu. Jak wiadomo, każdy ma coś, co mu doskwiera, przeszkadza czy irytuje. Jedni się do tego przyznają a drudzy nie. Makijaż wykonujemy po to, aby coś ukryć, udoskonalić lub podkreślić. I nie ma w tym nic złego. Ja również mam kilka uwag, co do swojego wyglądu. Niestety na niektóre z nich nie mam zbyt dużego wpływu - i tu właśnie wspomagam się technikami makijażowymi. Do tej kategorii z pewnością mogę zaliczyć swoje brwi. Niestety natura nie obdarzyła mnie regularnymi, symetrycznymi brwiami, którymi mogłabym się pochwalić. Tutaj wspomagam się zestawem do stylizacji brwi od Essence. 


Komplet dwóch cieni (jasno i ciemnobrązowy) idealnie nadaje się do mojego naturalnego koloru włosków. Poza tym efekt można stopniować i cieniować. Zestaw kosztuje niecałe 10 zł, przy czym jest bardzo, bardzo wydajny. Trwałość mnie zaskoczyła - makijaż brwi wykonany rano utrzymuje się przez cały dzień - nie ściera się, nie blednie. Do kompletu dołączony jest mały pędzelek, ale osobiście z niego nie korzystam. Myślę, że jest to nieudany element całości, podobnie jak dosyć kruche i opakowanie produktu. Ale cóż, liczy się sam produkt, a nie jego oprawa. Za 10 zł jestem jak najbardziej na TAK. 

Efekt: 

Zastanawiam się nad wykonaniem w przyszłości makijażu permanentnego brwi metodą włoskowo-cieniową. Niestety na taką przyjemność trzeba przeznaczyć koło 1000 zł (zabieg wykonany przez profesjonalistę). Namiary na taką osobę mam, ale na razie zabieg ten musi poczekać aż będę cierpieć na nadmiar gotówki ;p 

poniedziałek, 30 marca 2015

Paznokcie żelowe - delikatnie i z klasą

Przyszedł czas, aby odświeżyć swoje paznokcie. Z uwagi na zbliżającą się Wielkanoc, umówiłam się dużo wcześniej na wizytę do nowej osoby - dziewczyny, która wykonuje paznokcie u siebie w domu. Przyznam, że to był strzał w dziesiątkę. Odwiedziłam wiele salonów w swoim mieście, ale jakoś nigdy do żadnego nie wracałam. Pani Alicja, która wykonała profesjonalnie usługę była nie tylko kompetentna, ale również bardzo sympatyczna i życzliwa. Takich ludzi naprawdę miło jest poznawać... I choć na fotelu spędziłam niemal trzy godziny, to nie nudziłam się ani przez chwilę. Pani Alicja bardzo dokładnie wykonała uzupełnienie mojego żelu. A efekt, cóż - same zobaczcie...


Według mnie nie mogło być lepiej - schludnie, pastelowo i delikatnie. Za zabieg zapłaciłam 70 zł także cena jest jak najbardziej adekwatna do jakości usługi. Dla osób z okolic Wołomina polecam - Pink Design Stylizacja Paznokci

piątek, 27 marca 2015

W pastelowych kolorach

U mnie zmiany - i to sporo zmian. Jedną z nich jest zmiana kolorystyki. O ile kiedyś podobały mi się zdecydowane, intensywne kolory takie jak fuksja, granat, czerń, czerwień, o tyle teraz przerzuciłam się na typowo pastelowe barwy. Nie tylko przedmioty w domu, ale również moja garderoba zaczęły nabierać dosyć cukierkowej kolorystki. Nie uważam, że jest to przesadzone, wręcz przeciwnie - doskonale się czuję w takim otoczeniu. Biel, delikatny błękit, pudrowy róż, wyblakła żółć oraz stonowana mięta wprawiają mnie w zachwyt. Oto niektóre z moich inspiracji i elementów, dzięki którym wszystko, co wokół mnie nabiera słodkości. A biorąc pod uwagę fakt, iż uwielbiam różnego rodzaju łakocie - to zapewne połaszczę się na te nietuczące przyjemności...

Po kliknięciu na zdjęcie, link przeniesie Was do strony źródłowej.

Ostatnio wzbogaciłam mój pokój o nowe biurko i chciałabym urządzić swój biurowy, pastelowy kącik. Oto moje inspiracje...


 


Jak wspomniałam zmiany zagościły także w garderobie. Takie pastelowe stylizacje nasuwają wiele rozwiązań. Poza tym liczne dodatki także w pastelach...




W przyszłym tygodniu wybieram się na uzupełnienie moich paznokci żelowych. Szykuje się zmiana koloru, a pozostając w temacie pasteli oto kilka pomysłów, które chętnie widziałabym na swoich pazurkach.






Myślę, że ten post idealnie rozświetlił nieco dzisiejszą szarą, pochmurną i deszczową pogodę (bynajmniej w okolicach Warszawy) ;D

piątek, 13 marca 2015

Paznokcie żelowe - jednak jestem na TAK

Moje okupione bólem paznokcie wytrzymały 2,5 tygodnia - myślę, że spokojnie dałyby radę dobrnąć do 3 tygodni jednak widok odrostów zaczął mi już przeszkadzać. Zapisałam się na uzupełnienie żelu i zmianę koloru. Udałam się w tym celu do nowo otwartego atelier w moim rodzinnym mieście. Tym razem nic nie czułam - żadnego bólu, szczypania czy uczucia ściągnięcia podczas wkładania dłoni do lampy. Z efektu jestem bardzo zadowolona i teraz wiem, że żel na paznokciach może być fajnym i przyjemnym rozwiązaniem. 



Po neutralnym beżu zdecydowałam się na intensywny róż. Świetny kolor - idealnie się komponuje z pastelowymi dodatkami, na jakie mam ostatnio fazę. Całość urozmaica czarny wzorek, przypominający mi delikatną koronkę. Jestem bardzo usatysfakcjonowana efektem finalnym. 

piątek, 6 marca 2015

Z działu "słowa, słowa, słowa..."

Bywają takie momenty w życiu, gdy człowiek zatrzymuje się i przerywa krótkim westchnieniem pęd codziennego życia. W takich chwilach czuję, jakbym patrzyła na swoje życie z boku. To pomaga. Można spojrzeć z dystansu i na trzeźwo na pewne sprawy. Od razu czuję ulgę w takich chwilach, gdy uświadamiam sobie, że wszelkie problemy życia codziennego - jego złośliwości i psikusy, nie są aż tak olbrzymie jak mogłoby mi się wydawać. To dziwny stan. Nie nazwałabym tego lekceważeniem czy obojętnością, ale dystansem, który pomaga odnaleźć się w trudnej chwili. Dzięki niemu nie popadam w marazm, poczucie słabości czy zwątpienia. Na nim zaczynam budować siłę, która ma mi pozwolić uporać się z danym problemem. To z jego pomocą podczas złej passy, staram się szukać dobrych doświadczeń, wspomnień, działań, jakie są niezbędne do podźwignięcia się. 
Czasem, gdy człowiek staje się bezradny wobec jakiś spraw, lepiej jest osiągnąć stan spokoju i lekkiego wycofania, niż toczyć walkę z wiatrakami. Nie oznacza to oczywiście porażki, a jest jedynie sposobem radzenia sobie. Każdy ma swój. Taka refleksja, którą fajnie oddaje klimat następującej piosenki...

poniedziałek, 2 marca 2015

Paznokcie żelowe po raz pierwszy

Dotychczas mogłam się pochwalić jedynie doświadczeniem posiadania paznokci wykonanych metodą hybrydową. Ostatnio jednak pokusiłam się o paznokcie żelowe. De facto poszłam za namową mojego narzeczonego, który z uwagi na to, że jest człowiekiem bardzo drobiazgowym - pamiętał jak kiedyś wspominałam o chęci wypróbowania tejże metody. Umówiłam się na wizytę na piątkowy wieczór - dobra rada dla panów - jeśli nie chcecie słuchać narzekania swoich kobiet gdy wychodzicie wieczorem z kolegami na piwo, wyślijcie swoją damę do salonu kosmetycznego. Gwarantuję, że po takim wieczorze każda dziewczyna będzie bardzo zadowolona ;) Mój Piotrek też skorzystał z okazji i wyszedł na piwo, a ja ochoczo pojechałam do salonu piękności. 

Wszystko przebiegało bardzo fajnie dopóki nie włożyłam palca pod lampę. Nie wiedziałam, że paznokieć może aż tak boleć. Przy metodzie hybrydowej czułam delikatne pieczenie przez pierwszych kilka sekund. Tutaj mogę śmiało powiedzieć o bólu. Pani przyznała, że zapomniała mi powiedzieć, iż podczas utwardzania w lampie może mnie palec lekko piec. Ale czy aż tak? Zrobiło mi się gorąco - jakby ktoś zdzierał mi płytkę z paznokcia. Ból był nie do zniesienia, ale jakoś przetrzymałam dziesięć takich uderzeń. Na koniec zrobiło mi się jednak słabo i musiałam poprosić o szklankę wody. Przez cały wieczór czułam dyskomfort, bo paznokcie pulsowały i lekko szczypały. Rano wszystko wróciło do normy. Wyczytałam jednak, iż jeśli przy zakładaniu paznokci żelowych płytka paznokcia zostanie źle przygotowana, tj. zbyt spiłowana powierzchnia, niewłaściwie wycięte skórki, zbyt gruba warstwa kładzionego żelu, to właścicielki wrażliwych, kruchych paznokci również odczuwały ból. Nie zniechęciło mnie to do metody żelowej, ale na pewno uczuliło na kompetencję kosmetyczek.... 

Paznokcie jednak bardzo ładnie się prezentują. Wybrałam beżowy kolor i delikatne, świecące zdobienia. Myślę, że taki wzór idealnie sprawdzi się przy każdej stylizacji. 


Dzisiaj mija 10 dni od wykonania paznokci. Myślę, że śmiało wytrzymają kolejne 10 dni.

sobota, 21 lutego 2015

Praktyczny i pomysłowy - czyli jaki prezent dla mężczyzny?

Dzisiaj dzień niezwykły, bo to dwudzieste siódme urodziny mojego narzeczonego. Z tego właśnie powodu po raz kolejny stanęłam w obliczu wyzwania, jakim jest kupienie odpowiedniego prezentu. Z uwagi na to, że kupno dobrego upominku dla mężczyzny nie należy do zadań łatwych, postanowiłam temu właśnie zagadnieniu poświęcić dzisiejszy post. Starałam się zebrać wszystkie moje dotychczasowe pomysły i nowe koncepcje, które przyszły mi do głowy. Każdy facet wymaga, aby prezent był przede wszystkim praktyczny a przy tym pomysłowy. Niestety schody zaczynają się wówczas, gdy mężczyzna jest bardzo wybredny albo wtedy, gdy w zasadzie ma już wszystko. Kupno kolejnego zegarka, książki czy koszuli zawsze się sprawdzi, lecz niejednokrotnie chciałoby się postawić na coś mniej standardowego. W internecie jest oczywiście mnóstwo inspiracji, ale mimo wszystko ja dokładam własne - może dla kogoś okażą się pomocne. 

ODZIEŻ, BIELIZNA I DODATKI
- koszula - standard zawsze mile widziany
- kalesony - np. termoizolacyjne
- koszulka sportowa do treningu
- sweter lub bluza - co kto woli
- czapka
- elegancki szalik/komin
- stylowe rękawiczki
- zawsze pożądane skarpetki lub majtki/bokserki
- skórzany pasek do spodki
- zegarek sportowy, monitorujący pracę serca, liczbę spalonych kalorii, czas treningu

AKCESORIA SAMOCHODOWE
- uchwyt na kubek do samochodu
- wieszak samochodowy na koszulę/marynarkę
- mata/pokrowiec na fotel kierowcy (ewentualnie z funkcją masażu)
- rozgałęziacz do auta na USB
- słuchawki bezprzewodowe
- nawigacja GPS
- lokalizator kluczy dla zapominalskich

DO MIESZKANIA/POKOJU
- cyfrowa ramka na zdjęcia
- ramka na zdjęcia z wydrukowanym przez Was napisem
- zestaw narzędzi
- latarka
- waga elektroniczna dla osób dbających o linię
- cooler do alkoholu
- imprezowe kieliszki do wódki
- ulubiony alkohol (warto pokusić się o coś nietuzinkowego – lepsze wino, paroletnią whisky itp.)
- zaskakujący kubek (np. zmieniający nadruk pod wpływem ciepła)
- zegarek z budzikiem, datą i wyświetlaczem LCD (styl, kształt i kolorystyka może być dobrana pod wystrój pokoju/mieszkania naszego faceta lub pod jego hobby)
- dobry kubek termiczny lub nieduży termos
- organizer do pokoju/mieszkania na klucze, pocztę, dokumenty lub praktyczny organizer na biurko
- unikalna kawa lub herbata

DO OSOBISTEGO UŻYTKU
- etui/pokrowiec na telefon, tablet lub laptop
- łańcuszek z zawieszką (połowa serduszka bądź krzyżyk)
- ulubiony smakołyk
- karnet na siłownię/basen
- voucher na jakąś ekstramalną przygodę, np. jazda luksusowym samochodem, degustacja whisky, paintball itp.
- pendrive z nagranymi ulubionymi filmami lub nowościami z ulubionego gatunku filmowego (możliwa także opcja z ulubioną muzyką)
- zestaw kosmetyków (warto kupić coś nowego a jednocześnie polecanego przez innych mężczyzn – może akcesoria do stylizacji włosów, krem do rąk, pomadka dla mężczyzn, zestaw do golenia)
- scyzoryk
- trymer do nosa i uszu
- walizka dla podróżujących, sportowa torba lub teczka dla zapracowanych
- kalendarz lub notatnik dla zorganizowanych
- brelok z Twoim imieniem bądź jakimś znaczącym dla niego symbolem/napisem
- gra PS/XBOX do gry wieloosobowej
- okulary przeciwsłoneczne

A tak prezentują się tegoroczne, urodzinowe i walentynkowe podarunki ode mnie:






Mam nadzieję, że coś z powyższej listy okaże się przydatne. Powodzenia w czekających Was wyborach prezentowych ;)

czwartek, 22 stycznia 2015

Sałatka z selerem i szynką

W miniony weekend gościłam w mieszkaniu siostrę z rodziną. Z tego powodu od rana krzątałam się po kuchni. Postanowiłam zrobić też jakąś nową sałatkę i w oparciu o internetowe znaleziska, wykombinowałam pyszną, orzeźwiającą sałatkę. Oto przepis dla ciekawych:



1 puszka kukurydzy
1/2 puszki ananasa
10-15 dag szynki z indyka
1 puszka selera konserwowego
1/2 małego słoika majonezu
pieprz i sól (wedle uznania)

Mieszamy i mamy prostą, szybką i smaczną sałatkę...