poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Maska Wella ProSeries Repair Treatment


Jako że maski stały się nieodłącznym elementem pielęgnacji moich włosów, ostatnio pokusiłam się o przetestowanie produktu z firmy Wella - ProSeries Repair Treatment do włosów suchych i zniszczonych. 

SPOSÓB UŻYCIA
Nanieś na umyte, wilgotne włosy. Wmasuj od nasady aż po końce i pozostaw na 1 min. Następnie obficie spłucz. Używaj 1-3 razy w tygodniu.

OPAKOWANIE, KONSYSTENCJA, ZAPACH
Opakowanie niczym nie różni się od innych tego rodzaju masek - okrągłe, o pojemności 200 ml z zakręcanym wieczkiem. Według mnie dosyć wygodne przy użytkowaniu. Wewnątrz znajduje się dosyć wodnisty produkt o białym zabarwieniu. Zapach jest delikatny i przyjemny jednak nie utrzymuje się długo na włosach. Po wieczornym umyciu włosów, rano już jest niewyczuwalny. Konsystencja mnie zaskoczyła - sądziłam, że będzie bardziej gęsta. Bardzo podobała mi się formuła maski L'Oreal Expert - Absolut Repair Cellular (recenzja), która była wręcz budyniowa. Wella zaproponowała bardziej rzadką konsystencję, co sprawia, że maska staje się mniej wydajna.



DZIAŁANIE, WŁAŚCIWOŚCI
Maska sprawia, że włosy stają się bardziej gładkie i miękkie. Zdecydowanie ułatwia rozczesywanie. Włosy są przyjemne w dotyku, śliskie oraz lśniące. Nie zauważyłam jednak, aby ten produkt odbudował czy też nawilżył. Na pewno nie jest to intensywna regeneracja włosów, o której możemy przeczytać na opakowaniu. Maska spełnia swoje podstawowe zadania. Nie obciąża, nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się włosów; są one wygładzone, mają zdrowy połysk. Powszechne opinie o tym produkcie są pozytywne. 


SKŁAD
Nie widać nic nadzwyczajnego czy urzekającego - raczej typowe substancje oczyszczające i nawilżające. Silikony chronią włosy, wygładzają je oraz nadają im blask. Na końcu konserwanty, substancje zapachowe. Brak jest składników, które miałyby odpowiadać za intensywną odbudowę struktury włosa. Przeważają substancje zmiękczające i wygładzające.

CENA, DOSTĘPNOŚĆ
Maska dostępna jest w większości drogerii w tym przede wszystkim w Rossmannie. Za 200 ml produktu zapłacimy około 15 zł.


Miałyście? Ja testuję jeszcze szampon z tej serii. Recenzja niebawem.

niedziela, 28 kwietnia 2013

TAG "O mnie" + mój french

Niedawno zostałam nominowana po raz kolejny do Liebster Blog – tym razem przez Żanetę (http://cytruska87.blogspot.com/). Dziękuję Ci Kochana:* Z uwagi na to, że parę dni temu również brałam udział w tej zabawie, nie będę wymyślać swoich pytań i ponownie nominować innych. Ograniczę się jedynie do odpowiedzi na zadane mi pytania.

1. W jakim stylu się ubierasz?
Elegancko? – to chyba pojęcie względne. W każdym razie mój mężczyzna woli jak jestem ubrana bardzo kobieco niż sportowo ;p Zazwyczaj kolorowa bluzeczka, żakiet, jeansy oraz buty na obcasie.
2. Czy masz/ miałaś jakieś zwierzątko? Opowiedz o nim.
Gdy byłam mała miałam myszki, królika i kota. Potem były już same psy – na początku Doberman (Sara), potem trzy Owczarki Niemieckie (Exa, Nubir, Rufus), po drodze jakieś kundelki, Rottweiler (Nala), Husky (Luka) i obecnie pozostał mi jeden piesek Labrador (Madi).
3. Twoja kulinarna specjalność. 
Mój chłopak mówi, że jajecznica ;p
4. Morze czy góry?
Morze
5. W razie kryzysu: sama czy z przyjaciółką? 
Sama
6. Najfajniejszy prezent jaki dostałaś?
Już kiedyś odpowiadałam na to pytanie. W każdym razie najfajniejszym prezentem był samochód;D Poza tym prezenty od mojego P. :* – bilet na noc kabaretów, gdzie występował mój ulubiony kabaret Limo; romantyczny wyjazd do Mrągowa z wykupionym hotelowym pakietem „dla dwojga”…
7. Co zawsze poprawia Ci humor?
Kawa, mój chłopak, zakupy i weekendowe wypady.
8. Twoje 3 kosmetyki, które zabrałabyś na wakacje. 
Podkład, puder i eyeliner.
9. Co robisz w długi majowy weekend?
Jadę z moim mężczyzną nad nasze polskie morze do Kołobrzegu.
10. Wymarzona praca.
Tłumacz przysięgły
11. Miejsce za którym tęsknisz. 
Gdziekolwiek jestem tęsknię za domem. Gdy jestem w domu tęsknię za każdym miejscem, w którym jest beze mnie mój P. :*


Pragnę Wam również pokazać, co mam aktualnie na pazurkach. Oto moja wersja frencha, którą bardzo lubię sobie zmalowywać;p 


Użyte produkty:
- lakier Golden Rose z serii Classics glamour nr 123
- lakier Golden Rose (care+strong) nr 104
- utwardzacz do lakieru Golden Rose top coat for crystal color


Miłej końcówki weekendu. Buziaki:*

Płatki kosmetyczne - co i jak?


Wszystkie poniższe informacje i uwagi uzyskałam dzięki konsultacji z operatorem maszyny do produkcji artykułów higienicznych – płatków kosmetycznych Optima WR-2000. Bardzo zaciekawiły mnie tajniki produkcji tych codziennie używanych przez miliony kobiet produktów. Oto czego udało mi się dowiedzieć...

Wszystkie płatki kosmetyczne zapakowane są w identyczne torebki. Różnią się one tylko nadrukiem i wersją matową lub z połyskiem. Przy zakupie płatków kosmetycznych warto zwrócić uwagę na zgrzew tj. zamknięcie torebki. Data produkcji jest względna ponieważ przy produkcji jednym kliknięciem myszy można zmienić termin przydatności. Bardzo często dochodzi w tym względzie do oszustw. 


Najlepsze są takie płatki, które się nie rozdwajają. A czemu tak się dzieje? Ponieważ w ich składzie jest bardzo dużo wykrojów (odpadów z poprzedniej produkcji płatków i innych brionów). Na niektórych płatkach widoczny jest szew na brzegu każdej pojedynczej sztuki. Niestety jest to tylko chwyt marketingowy, który tak naprawdę nic nie daje. Nie ma to wpływu na trwałość płatków, na ich rozdwajanie się.

Płatki nie zawierają prawdziwej bawełny. Każdy z nich wyprodukowany jest ze składników będących pochodnymi bawełny (briony).  Płatki są igłowane technologicznie, co wpływa na ich wydajność przy użytkowaniu.

Jeśli spotkacie się z płatkami, na których wytłoczony jest napis to wiedzcie, że jest lepszy pod tym względem, że się nie rozdwaja. Należy jednak pamiętać, że ten proces wymaga ingerencji ludzkich dłoni. Dużą zaletą jest to, iż płatki przechodzą wówczas obróbkę cieplną i są ściskane paroma atmosferami przez tzw. calander. W oparciu o taką technologię produkowane są płatki z Biedronki Carea. Są one najlepszymi płatkami kosmetycznymi dostępnymi na rynku razem z produktami Cleanica.

Kontrola jakości w płatkach Cleanic i Carea jest jedną z najbardziej restrykcyjnych i dokładnych kontroli jakości oraz surowców. Żadnej firmie nie opłacałoby się odchodzić od normy i zaniżać jakości wspomnianych płatków. Zarówno jedne jak i drugie produkowane są z najlepszych surowców. Przeciwieństwem są płatki Ola, które wykonane są chyba z najgorszej jakości materiałów.

Ciekawym jest, iż wszelkie płatki zaopatrzone symbolem aloesu lub innych substancji, którymi są teoretycznie nasączone również stanowią istotny chwyt marketingowy. W praktyce nigdy nie jest tak, że każdy płatek zawiera w sobie wyciągi z danych substancji. Tuż przed zapakowaniem, maszyna zwilża delikatnie jedynie brzeg kolumny płatków, które zaraz są wtłaczane do torebki. Po zamknięciu zapach ma wypełnić całe opakowanie. To tak jakbyśmy zwilżyli palec w danym olejku zapachowym i układając płatki w kolumnę, przeciągnęli palec wzdłuż jej linii brzegowej - od dołu do góry tylko jeden raz. Zapach w torebce pozostanie i na tym to właśnie ma polegać...

sobota, 27 kwietnia 2013

Isana - kremowy żel pod prysznic (kwiat pomarańczy i jogurt)


Oto on - tani kosmetyk zaoferowany przez sieć sklepów Rossmann, Isana kremowy żel pod prysznic. Prezentowana przeze mnie wersja ma przypominać nam kwiat pomarańczy i jogurt. 
Zapach jest taki jak w opisie jednak jest on bardzo krótkotrwały. Podczas kąpieli dosyć słabo wyczuwalny, nie mówiąc już o jakimkolwiek utrzymaniu się zapachu na skórze. 
Konsystencja według mnie okazała się zbyt rzadka. Bardzo łatwo przelewała się przez palce wskutek czego sporo produktu się zmarnowało. Poza tym taka formuła nie ułatwiła mi aplikacji żelu na skórę. Praktycznie się nie pienił.
Opakowanie bardzo mi odpowiadało - poręczne, zamykane na "klik", pojemne (300 ml). Nie mam do niego zastrzeżeń. 
Cena jest urzekająca, ponieważ za 300 ml żelu płacimy 4 zł. Rewelacja!
Działanie niestety już tak nie olśniewa. Produkt spełnia swoją podstawową funkcję mycia i na tym poprzestaje. Nie nawilża, nie wysusza, nie odżywia skóry, nie regeneruje jej, nie rozbudza zmysłów podczas kąpieli. Mnie nic tu nie urzekło i zużyłam go jako żel do mycia rąk.


Z obietnicą producenta, iż żel zapewnia optymalną pielęgnację wrażliwej skóry oraz, że zawiera łagodny kompleks pielęgnacyjny - nie mogę się zgodzić. Wystarczy popatrzeć na skład, gdzie już na drugiej pozycji figuruje SLES. Żel może podrażnić lub uczulić, ale w dużej mierze składniki są tolerowane przez skórę. Co do pielęgnacji - wątpliwe. Ja nic takiego nie zaobserwowałam podczas stosowania tego produktu. Przyznam, że był całkowicie obojętny - nie zaszkodził i nie wniósł nic dobrego. Taki przeciętniaczek za bardzo niską cenę. Niestety nie podbił mojego serca i raczej go nie kupię chociażby z uwagi na konsystencję, która zupełnie mi nie odpowiadała.

środa, 24 kwietnia 2013

TAG "O mnie" - Liebster Blog

Zostałam nominowana do Liebster Blog przez Gosię (http://gosiamysz.blogspot.com/). Dziękuję za wyróżnienie :* 
Oto moje odpowiedzi na zadane pytania:


1.Gdybyś złapała złotą rybkę, o co byś ją poprosiła?
Pewnie to banalne, ale poprosiłabym ją o zdrowie dla całej mojej rodziny.
2.Kosmetyk bez którego nie możesz żyć?
Podkład
3.Ulubiona piosenka?
Oj, zmienia mi się, lecz dużym sentymentem darzę piosenkę „Truly, madly, deeply” w wykonaniu Cascady lub Savage Garden.
4.Najzabawniejsze przeżycie z Tobą w roli głównej?
Dałam się namówić tacie i siostrze na przejazd kolejką (gąsienicą dla dzieci) w wesołym miasteczku. Byłam wtedy w wieku gimnazjalnym. Z mojego powodu pracownik kolejki musiał zatrzymać całą przejażdżkę po niecałych 5 minutach.
5.Kawa czy herbata?
To zależy od okoliczności, ale częściej kawa z dużą ilością mleka.
6.Osoba, która jest dla Ciebie autorytetem?
Moi rodzice
7.Optymistka czy pesymistka?
Staram się być optymistką.
8.Gdy byłaś mała, kim chciałaś zostać?
Lekarzem lub architektem
9.Małe czy duże?
Ale, że co…? ;p
10. Najfajniejszy prezent jaki dostałaś?
Samochód
11.Książka czy film?
Film


A teraz czas na moją inwencję:

1. Co robisz na co dzień?
2. W jaki sposób najlepiej się relaksujesz?
3. Jaki jest dodatek do Twojej codziennej stylizacji bez którego nie możesz się obejść?
4. Gdy jesteś zła, rozdrażniona, sfrustrowana - w jaki sposób najlepiej Cię udobruchać?
5. Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?
6. Jeśli mogłabyś wybrać dla siebie dowolny zawód na świecie to na co byś się zdecydowała?
7. Jaka myśl (cytat, sentencja, przysłowie) często towarzyszy Ci w życiu?
8. Co w innych blogerkach cenisz najbardziej?
9. Czy jest taki element makijażu, pielęgnacji, którego nie lubisz wykonywać?
10. W jakim wieku zaczęłaś się malować?
11. Jakie jest Twoje postanowienie na najbliższy tydzień?


Mam przyjemność nominować:

Całuski :*

wtorek, 23 kwietnia 2013

Ziaja Intima - płyn do higieny intymnej (konwalia)


Po nieprzyjemnej przygodzie z płynem Dove do higieny intymnej (recenzja) musiałam znaleźć jakiś inny, godny uwagi produkt. Myślę, że udało mi się na taki trafić. Jest nim płyn Intima z Ziai. Produkt dostępny jest w wielu wersjach zapachowych: Babka lancetowata, Borówka (działanie ochronne, płyn polecany szczególnie dla kobiet narażonych na częste infekcje intymnych miejsc ciała), Brzoskwinia, Konwalia, Kora dębu, Macierzanka, Mak polny, Melon, Migdał Mniszek lekarski, Nagietek lekarski, Neutral, Rumianek, Szałwia lekarska. Szczegóły na temat każdego z wymienionych płynów do higieny intymnej znajdziecie na stronie sklepu Ziai tutaj.

Skład: Aqua, Sodium Laurth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lactic Acid, Panthenol, Cocamide DEA, PEG- 120 Methyl Glucose Dioleate, Sodium Benzoate, Parfum, Hexyl Cinnamal, CI 42090 (FD&C Blue No.1). 

Skład niestety nie urzeka, zwłaszcza SLES na samym początku. Potem jest trochę lepiej z uwagi na kwas mlekowy i prowitaminę B5. Produkt posiada naturalne pH i był testowany dermatologicznie oraz alergologicznie. Nie powinien zatem wywoływać podrażnień ani uczulenia. W moim przypadku te zapewnienia się sprawdziły. Nawet po depilacji miejsc intymnych płyn łagodnie koił skórę, nie szczypał. A oto pozostałe plusy tego produktu:
Cena: 6-8 zł
Pojemność: 500 ml
Wydajność: bardzo duża
Konsystencja: lejąca (według mnie zbyt rozwodniona)
Opakowanie: pojemne z zamknięciem typu "klik", jednak jest dosyć małoporęczne 
Działanie: delikatny dla skóry, łagodzi podrażnienia, lekko się pieni, odświeża
Uwagi: może podrażnić skórę szczególnie wrażliwą; zapewne nie uchroni nas przed infekcjami miejsc intymnych jeśli mamy do nich duże skłonności.



Według mnie płyn do higieny intymnej z Ziai jest idealnym rozwiązaniem do codziennego stosowania. Jednak w okresie letnim jestem szczególnie podatna na infekcje miejsc intymnych dlatego zaczynam rozglądać się za innym produktem. Do Ziai jednak na pewno powrócę.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Alantan dermoline - krem ochronny z witaminą A

Ostatnio na półce w łazience znalazłam fioletową tubkę z kremem Alantan dermoline. Jakiś czas temu kupiła go moja mama jednak chyba stał dłuższy czas nie używany przez nikogo. Szukałam po szafkach jakiegoś zamiennika mojego Cetaphilu (recenzja). Wobec stosowania silnych preparatów zewnętrznych na trądzik (Dalacin T i Epiduo) moja skóra jest bardzo podrażniona, czerwona, wysuszona, ściągnięta. Nie jestem nawet w stanie wykonać dobrego makijażu, bo po godzinie skóra znów się łuszczy i jest bardzo napięta. Okolice żuchwy oraz oczu są szczególnie podrażnione. Potrzebowałam kremu, który chociaż na chwilę da ukojenie mojej skórze. Tym sposobem trafiłam na wspomniany Alantan dermoline. Szczegóły od producenta znajdziecie tutaj


Postanowiłam wypróbować ten nieznany mi dotąd produkt i nałożyłam go na całą twarz. Efekt? Zniwelowane podrażnienia i dobre nawilżenie twarzy. Krem zaaplikowałam nawet pod oczy i na powieki (te okolice były bardzo czerwone, wyschnięte). Tu również sprawdził się rewelacyjnie. Nic mnie nie szczypało, nie swędziło. Chwilę po nałożeniu grubszej warstwy na skórze pozostały białe smugi, ale w ciągu 5 minut pięknie się wchłonęły. Po aplikacji czuć delikatny, kremowy zapach a naskórek pokrywa bardzo subtelna warstwa ochronna. Zapewne nie jest to krem dobry pod makijaż, ale przecież nie taka jego rola. 

Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol and Polysorbate 60, Panthenol and Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Glycerin, Isopropyl Mysristate, Petrolatum, Allantoin, PEG-8, Dimethicone, Ethylparaben, Retinyl Palmitate, Methylparaben, Propylparaben.


Optymalnie dobrane substancje czynne takie jak: alantoina i d-pantenol oraz witamina A sprawiają, ze skóra jest idealnie natłuszczona i nawilżona. Kosmetyk jest doskonały do codziennej pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej i skłonnej do podrażnień. Alantoina i witamina A przyśpieszają regenerację naskórka. D-pantenol reguluje gospodarkę wodną, zapewniając skórze elastyczność.

Produkt jest bezpieczny - można go stosować zarówno u dorosłych jak i u dzieci (przebadany dermatologicznie). Nie zawiera barwników ani zapachów. Nie zapycha. Jest dosyć wydajny.

Tubka mieści w sobie 50 g produktu. Nabyć go możemy praktycznie w każdej aptece za cenę około 8-12 zł. 
Dostępne są również trzy inne wersje tego kremu:
- maść pielęgnacyjna z witaminą F (wspiera niedojrzałą skórę niemowlęcia)
- krem ochronny półtłusty z witaminami A+E (idealnie natłuszcza i chroni skórę szorstką)
- lekki krem z 5% d-pantenolu (głęboko nawilża podrażnioną skórę).

Szczegóły na temat każdego z nich znajdziecie na stronie producenta, a dokładnie tutaj.

Ten krem okazał się dla mnie świetnym rozwiązaniem awaryjnym. Na pewno będę go dalej używać jednocześnie stosując moje leki zewnętrzne.

sobota, 20 kwietnia 2013

Synergen - kokosowe masło do ciała

Jakiś czas temu prezentowałam Wam masło do ciała z Perfecty o zapachu pomarańczy i wanilii (recenzja). Dzisiaj pójdziemy w inną stronę ponieważ chciałabym zaprezentować masło do ciała marki Synergen - Body Butter Coconut. Kupiłam ten produkt w Rossmannie w cenie 9 zł za 250 ml. Opłaca się? Myślę, że tak.


ZALETY:
- cena
- dostępność
- zapach (jednak dla niektórych może być on zbyt natarczywy i chemiczny. Ja bardzo lubię zapach kokosa także mi nic w nim nie przeszkadza, a poza tym wąchałam go w drogerii zatem wiedziałam na co się piszę)
- konsystencja (fajna, aczkolwiek przypomina mi nieco produkty Nivea. Myślę, że masła powinny mieć bardziej budyniową formułę, ale ta mi również odpowiada)
- nawilżenie (dobre, ale nie spektakularne. Chociaż moja skóra przyjmuje to masło bardzo fajnie i w dotyku jest gładka a uczucie suchości już mi nie towarzyszy. Skóra stała się miękka i przyjemna w dotyku. Ja czuję różnicę aczkolwiek nie wiem czy posiadaczki bardzo suchej skóry byłyby zadowolone)
- aplikacja (ładnie się rozprowadza - wystarczy parę ruchów i nie ma białych smug na ciele)

Warto nadmienić, że zapach utrzymuje się dosyć długo. Nie wiem czy mam zaliczyć to do wad czy zalet. Z uwagi na intensywny aromat kokosa dałabym plus. Jednak po pewnym czasie może on być nieco duszący i jak wcześniej wspomniałam chemiczny. Wówczas zbyt długie wdychanie go może stać się uciążliwe. Smarując się wieczorem, rano nie czuć już tego zapachu, ale i tak jego trwałość jest znaczna.

WADY:
- skład (silikony, parabeny i gdzie kokos? Jednym słowem sporo chemii, mało przyjaznych składników. Z tego powodu produkt ten może podrażnić, uczulić lub wywołać uczucie swędzenia. Mi nic takiego się nie przytrafiło)
- to na pewno nie jest masło, bo ani w składzie do niego nie nawiązuje, ani w konsystencji. Określiłabym ten produkt jako krem lub balsam. Masło powinno mieć o wiele bardziej zbitą formułę
- pozostawia na skórze tłusty film, aczkolwiek bardzo delikatny i dla mnie nie jest on uciążliwy, bo produkt świetnie się wchłania - trzeba jednak odczekać parę minut po jego nałożeniu

Po przeczytaniu wielu innych opinii dochodzę do wniosku, iż są one dramatycznie skrajne - od zachwytów po krytykę. Mi się ten krem (masło?) spodobało. Jeśli kiedyś najdzie mnie ochota na kolejną dawkę kokosa to zapewne nie przejdę obok niego obojętnie. U mnie wypadł przyzwoicie, a u Was?

środa, 17 kwietnia 2013

Podkład mineralny Lily Lolo

Ostatnio dosyć mocno zainteresowałam się podkładami mineralnymi. Biorąc pod uwagę zły stan mojej skóry, nie chciałam jej dodatkowo obciążać ciężkimi fluidami. Czytałam sporo opinii na temat firm oferujących produkty mineralne i miałam spory mętlik w głowie. Ostatecznie zdecydowałam się na Annabelle Minerals i Lily Lolo. Dzisiaj opiszę Wam swoje refleksje na temat drugiego z tych produktów.
Swoją opinię opieram na wrażeniach, jakie odniosłam po przetestowaniu tej niewielkiej próbki podkładu. Starczyła mi ona na parę aplikacji jednak zaznaczam, że nie posiadałam pełnowymiarowego produktu. 

  • DOSTĘPNOŚĆ

Podkład zamówiłam na stronie Costasy - jest to polski dystrybutor brytyjskiej marki Lily Lolo. Niestety podkład możemy kupić jedynie przez internet. Szkoda, bo wolę kupować kosmetyki bezpośrednio w sklepie.


  • ODCIENIE

Sporo się nagimnastykowałam, aby wybrać odpowiedni kolor. Dystrybutor przychodzi Nam jednak z pomocą i udostępnia na stronie tabelkę, która ma ułatwić wybór odcienia (tutaj). Na forum udało mi się znaleźć porównanie, że dla osób, którym odpowiadał kolor 180 Buff Revlonu CS - dobry będzie odcień o nazwie Warm PeachMoja cera jest dosyć blada z żółtymi tonami. Okazało się, że kolor, który wybrałam idealnie skomponował się z moją karnacją. Z Annabelle Minerals pasuje mi natomiast kolor Golden Fairest. W przeciwieństwie do AM, Lily Lolo nie posiada w swojej ofercie rozróżnienia podkładów na wersje matowe, kryjące czy rozświetlające.
Istnieje możliwość zamówienia darmowych próbek jednak warunkiem jest zakup pełnowymiarowego produktu. Zamówienia o wartości od 50 zł -100 zł - 2 darmowe próbki. Przy zamówieniu powyżej 100 zł - 4 darmowe próbki. Niestety nie mogłam skorzystać z tej promocji ponieważ pierwszy raz miałam do czynienia z tą firmą i chciałam zamówić jedynie podkład. Jeśli zatem mamy wątpliwości co do koloru, warto zdecydować się na wersję mini.


  • OPAKOWANIE

Zdecydowałam się na wersję mini (0,75 g) za 9,90 zł. Za pełnowymiarowy produkt przyjdzie Nam zapłacić 69, 90 zł (10 g). Obie wersje zamknięte są w plastikowym pojemniczku z białym, matowym wieczkiem. Pełnowymiarowe opakowanie posiada sitko, które ma ułatwiać aplikację produktu i chronić przed nadmiernym wysypaniem się podkładu (przekręcając je można całkowicie zamknąć dozownik).


  •  APLIKACJA
Podkłady mineralne możemy aplikować na trzy sposoby:
- na sucho
- na mokro
- na sucho a na zakończenie spryskać hydrolatem 

Ja nakładałam ten podkład na sucho za pomocą pędzla z Sephory Professionnel do nakładania podkładu mineralnego i płynnego o numerze 45 (recenzja). Aplikuję go na skórę kolistymi ruchami delikatnie przykładając pędzel do twarzy. Podkład oczywiście nieco się pyli, ale jeśli lekko spryskamy pędzel wodą termalną to nieco ułatwi Nam zadanie. W każdym razie puder nie pyli się jakoś szczególnie mocno.



  • KRYCIE

Krycie jest słabe do średniego - dokładając kolejne warstwy można uzyskać lepszy efekt, ale trzeba uważać aby nie przesadzić z ilością. Wówczas produkt może się łatwo zważyć, utworzyć plamy i nadać nieestetyczny wygląd "maski". Powiedziałabym raczej, że ten podkład wyrównuje koloryt cery. Zamiast nakładać wiele warstw lepiej zainwestować w odpowiedni korektor. Tego typu produkty również są dostępne w ofercie Lily Lolo.


  • TRWAŁOŚĆ

Trwałość jest raczej przeciętna. W przypadku mojej tłustej cery zawsze muszę pomóc sobie pudrem transparentnym, który dodatkowo zmatuje twarz w ciągu dnia. Pod koniec dnia zniknął mi z nosa, ale ogólnie trzymał się dosyć dobrze. Niestety podkład brudzi i trzeba bardzo uważać, aby nie dotykać skóry. Wówczas łatwo go rozetrzeć, wytrzeć i koniec pięknego efektu.
Wykończenie jest lekko satynowe, nie jest to zupełny mat. To plus, ale wolałabym nawet całkowicie matowe wykończenie, jeśli miałoby ono pomóc w uniknięciu poprawek w ciągu dnia. Niestety cery mieszane (ze świecącą strefą T) i tłuste będą musiały zaopatrzyć się w dodatkowe pudry matujące. U mnie efekt matu utrzymywał się 4-5 godzin.


  • DODATKOWE WŁAŚCIWOŚCI

Warto zaznaczyć, że podkład posiada naturalny filtr przeciwsłoneczny SPF 15. Niedużo, ale zawsze coś. Podkład odbija naturalne światło słoneczne. 
Muszę podkreślić, że ogromną zaletą jest to, iż u mnie ten podkład się nie rolował, nie zbijał w grudki, nie tworzył plam i smug. Ważne jest, aby dobrze rozetrzeć produkt na twarzy i stopniowo aplikować jego kolejne warstwy. 


  • SKŁAD

Ogromną zaletą i chyba głównym powodem dla którego warto zainwestować w podkłady mineralne jest ich skład. W przypadku Lily Lolo skład jest rewelacyjny.


Skład: Mica, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Iron Oxides, Ultramarine Blue.

Mica - jest doskonałym wypełniaczem pozwalającym na stworzenie kosmetyków o naturalnym połysku. Pudrom mika nadaje lekkości i powoduje, że rozprowadzają się jedwabiście
Zinc Oxide - jeden z podstawowych, matowych pigmentów. Biel cynkowa ma dodatkowo działanie antybakteryjne, osuszające i ściągające. Idealny składnik kosmetyków dla cer trądzikowych. Składnik ten dodatkowo filtruje promieniowanie UVA i UVB chroniąc przed poparzeniem słonecznym oraz stosowany jest również w kosmetykach do cery tłustej i trądzikowej jako substancja matująca.
Titanium Dioxide - kolejny matowy pigment, mający właściwości rozjaśniające podkład. Ułatwia on również przyczepność podkładu i poprawia stopień jego krycia. Chroni przed promieniowaniem. Jest to naturalny filtr przeciwsłoneczny.
Iron Oxides - tlenki żelaza również należą do matowych pigmentów. Występują w barwach żółtej, czerwonej i czarnej. Połączenie wszystkich trzech w odpowiednich proporcjach pozwala uzyskać pożądany odcień.
Ultramarine Blue - błękit ultramarynowy; pigment pozwalający ochłodzić barwę produktu


  • CENA

Wadą produktów mineralnych jest wysoka cena. Zapewne nie jest to najdroższy podkład mineralny, ale 70 zł za 10 g to też sporo. Dla porównania ceny innych podkładów mineralnych:
- BareMinerals (6 g) 130 zł
- Zao (15 g) 100 zł
- Everyday Minerals(4,8 g) 60 zł
- Annabelle Minerals (10 g) 50 zł
Widzimy zatem, że Lily Lolo należy do podkładów ze średniej półki. Nie ma co narzekać na zbyt wysoką cenę.

Podsumowanie:
Podkład Lily Lolo jest bardzo dobrym produktem jednak nie dla wszystkich okaże się on idealnym przyjacielem. Cerom normalnym i mieszanym na pewno się spodoba. Im twarz bardziej tłusta i problematyczna tym trudniej będzie sprostać oczekiwaniom. Niemniej uważam, że Lily Lolo to przyjemny, lekki, nie obciążający skóry podkład. Na pewno nie pogorszy stanu skóry. Zwolenniczką naturalnego wykończenia przypadnie do gustu. Ja go raczej nie kupię ponownie z uwagi na słabe krycie i niezbyt dużą trwałość, ale zaznaczam, że moja skóra jest bardzo wymagająca. Dla innych polecam :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Weekendowy mix

Ten weekend upłynął mi w towarzystwie mojego mężczyzny i rodziny. Nie obeszło się także bez wypadu do kina i sklepów. A oto, co udało mi się upolować:


Kupiłam sobie beżową, pikowaną torebkę, o której od dawna marzyłam. Jestem z niej szalenie zadowolona! Ponadto odebrałam swój błyszczyk, który wygrałam w konkursie Princessy "Smakuj błyszczyk" od firmy L'Oreal (cena w drogerii około 30 zł). Wybrałam kolor o numerze 183.








Po lewej - prezent od mojego P. :* Zdecydowaliśmy się jednak na granatowy kolor.










Natomiast będąc na urodzinach mojej siostry miałam okazję wypróbować Jej nowego ciasta, które okazało się fantastyczne. Zrobiłam zdjęcie aby samej coś takiego upichcić. Może i Wam posmakuje? Podobnie jak moja siostra - zamierzam zrobić to ciacho w drugiej wersji tj. z surowymi kawałkami jabłek. Smakuje o niebo lepiej! ;)


Na koniec przedstawiam Wam widok z mojego okna. Urzekło mnie dziś piękne, wiosenne słońce... Oby jak najwięcej takich dni!


Porównanie maseczek nawilżających - Bielenda czy Eveline

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić recenzję trzech maseczek o właściwościach nawilżających. Pod lupę wezmę produkty marki Bielenda i Eveline. Zaczynamy...

OGÓREK & LIMONKA maseczka głęboko oczyszczająca + maseczka intensywnie nawilżająca


Maseczka głęboko oczyszczająca
  • Skład: Aqua, Kaolin, Glycerin, Talc, Urea, CI 77891 (Titanium Dioxide), Glyceryl Polyacrylate, Green Clay, Undecylenamidopropyl Betaine, Propylene Glycol, Cucumber Fruit Extract, Lime Fruit Extract, Polyacrylamide /C13-14 Isoparaffin/ Laureth-7, Sodium Lactate, Polysorbate 20, Niacinamide, Magnesium Aluminium Silicate, Cellulose Gum, Salicylic Acid, Allantoin, Triclosan, Aloe Barbadersis Leaf Juice Powder, Phenoxyethanol,  Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben, DMDM Hydantoin, Parfum, Lillal, Hexyl Cinnamal, Limonene, CI 77288
  • Moja opinia: Na początku skład wydaje się całkiem ciekawy jednak później pojawiają się liczne parabeny. Ale przyjrzyjmy się dokładniej - Kaolin to nieszkodliwa substancja pochodzenia mineralnego, która ma pozytywne działanie (myje, oczyszcza, chroni); gliceryna nadaje miękkość i gładkość naszej skórze, nie jest szkodliwa, ale jeśli w produkcie znajduje się jej mniej niż 25%. Kiedy zawartość gliceryny wzrasta, wówczas powoduje odwodnienie naskórka, nawet z głębszych jego warstw. Gliceryna jest tu na trzeciej pozycji i to wcale nie jest dobry znak. W zimie (gliceryna związana z wodą) może powodować wysuszenie i popękanie skóry. Talc używany jest jako substancja matująca, jednak jego ilość w produkcie też powinna być przemyślana. Urea złuszcza zrogowaciały naskórek. Titanium Dioxide - filtr przeciwsłoneczny, barwnik. Glyceryl Polyacrylate tworzy film na skórze, jednak jego stężenie też nie powinno być zbyt wysokie. Green Clay - zielona glinka Posiada właściwości wspomagające walkę z trądzikiem: chłonące, złuszczające, ściągające, oczyszczające, wygładzające, przeciwzapalne, Ponadto rewitalizuje skórę, wspomaga jej regenerację. Undecylenamidopropyl Betaine - substancja oczyszczająca i nieszkodliwa itp. Mam wrażenie, że producent chciał dobrze, ale coś go zmogło;p Maseczkę nakłada się bez problemów. Po jakimś czasie lekko zasycha na twarzy, ale nie tworzy ciężkiej skorupy. Z łatwością idzie ją także zmyć. Jednak podczas tego 10-minutowego relaksu skóra delikatnie mnie piekła. Zaznaczam jednak, że moja cera jest teraz ogólnie podrażniona poprzez stosowanie kuracji antytrądzikowej. W każdym razie ja jestem odporna i wytrzymałam. Po zmyciu meseczki moja skóra była przyjemna w dotyku, odtłuszczona, orzeźwiona i matowa. 
Maseczka intensywnie nawilżająca
  • Skład: Aqua, Aluminium Starch Octenylsuccinate, Glycerin, Cyclopentasiloxane, Panthenol, Aleurites Moluccana Seed Oil, Propylene Glycol, Cucumber Fruit Extract, Lime Fruit Extract, Green Tea Leaf Extract, Horse Chestnut Seed Extract, Niacinamide, Dipropylene Glycol, Boswellia Serrata Gum, Dimethicone, Coco-Caprylate/Caprate, Quercus Robur Bark Extract, Aloe Barbadersis Leaf Juice Powder, Sodium Polyacrylate, Polysilicone-11, Ethylhexyl Hydroxystearate, PEG-40 Hydrogenerated Castor Oil, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Polyacrylamide /C13-14 Isoparaffin/Laureth-7, Triethanolamine, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum, Lillal,Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.
  • Moja opinia: Aluminum starch octenylsuccinate (znajdujący się na drugiej pozycji) daje efekt matowej oraz gładkiej skóry, ale warto zaznaczyć, że może on powodować podrażnienia. Z uwagi na to, że w danym produkcie jest go dosyć sporo to obawiałabym się, że może zbyt podrażniać twarz.Gliceryna - patrz wyżej. Cyclopentasiloxane ma pośrednie działanie nawilżające, ale może zapychać. Panthenol - prowitamina B5 - bardzo fajnie, przyjazny składnik. Aleurites Moluccana Seed Oil - olej z kukui, nieszkodliwy, łagodzi podrażnienia, zmiękcza naskórek, odżywia skórę i zwiększa jej odporność na czynniki zewnętrzne. Propylene glycol - wnika w głąb skóry, nawilża, jest to jednak emulgator, stosowany jako rozpuszczalnik. Ten i inne glikole zastosowane na skórę wysuszają naskórek, ale równocześnie podrażniają gruczoły łojowe i apokrynowe wywołując stan zapalny i wysięki wokół gruczołów. Dalej też kilka ciekawych pozycji. Ale potem sytuacja się powtarza - na końcu znajdujemy zupełnie niechciane składniki. Methylparaben i propylparaben to powszechnie stosowane konserwanty, które mogą wywoływać reakcje alergiczne, stany zapalne skóry typu pokrzywki, rumień. Zwykle nakładam grubą warstwę maseczki i pozostawiam ją aż do całkowitego wchłonięcia. Ta też powodowała u mnie efekt delikatnego szczypania. Wchłonęła się jednak w miarę dobrze. Lecz to czego nie lubię to pozostałość tłustego filmu na twarzy. Wszystko to rolowało się na twarzy. 
Maseczka z ogórkiem i limonką z Bielendy nie zachwyciła mnie pomimo pięknego zapachu i atrakcyjnej ceny (2,70 zł). Szczegóły od producenta znajdziecie na stronie (tutaj).


EVELINE Koenzymy Młodości - Q10 plus R samowchłaniająca maseczka głęboko nawilżająca SOS


  • Skład: Aqua/Water, Water/Hydrolyzed Soy Protein/Propylene Glycol, Propylene Glycol, Glycerin, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Water/Butylene Glycol/Laminaria Hyperborea Extract, Polysorbate 20/PEG-20 Glyceryl Laurate/Water/Tocopherol/Linoleic Acid/Retinyl Palmitate, Water/Glycerin/Propylene Glycol/Lecithin/Carnitine/Ubiquinone, Panthenol, Allantoin, Hyaluronic Acid, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiasolinone, Fragrance, Hexyl Cinnamal, Butylphenym Methylpropional, Hydroxyisoheyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene.
  • Moja opinia: Hydrolizowane białka soi, raczej nieszkodliwe, utrzymujące się na powierzchni skóry. Glikol propylenowy i gliceryna patrz wyżej. PEG-40 hydrogenated castor oil: substancja zapachowa, emulgator, substancja rozpuszczająca. Butylene glycol - środek rozpuszczający, używany do produkcji ekstraktów roślinnych (patrz też propylene glycol). Laminaria Hyperborea Extract - wyciąg z alg, ujędrnia skórę i tak dalej... Producent chwali się naturalnymi składnikami, których jest jednak bardzo mała ilość. Już bardziej przemawia do mnie maseczka z Bielendy. Aby nie być gołosłowną dla przykładu - wychwalana przez producenta prowitamina B5 znajduje się gdzieś pośrodku składu podczas gdy Bielenda sytuuje ją na piątej pozycji. Alantoina znajduje się zaraz po wit. B5, szkoda, że jest jej stosunkowo mało, bo ma właściwości łagodzące, pobudza tworzenie nowych komórek, leczy rany i naprawdę dobrze nawilża. Mimo wad ta maseczka bardzo mi się spodobała. Twarz mnie po niej nie szczypała (choć nadal mam podrażnioną skórę na skutek stosowanych leków zewnętrznych). Walorem jest też śliczny zapach, chyba nawet ładniejszy niż Bielendy. Czułam się we własnej łazience jak w SPA ;) Maseczka pięknie się wchłania. Nałożyłam grubą warstwę i w niedługim czasie pozostał na twarzy tylko delikatny film. Nic się jednak nie roluje na twarzy.

Maseczka z Eveline jest tańsza od obu propozycji Bielendy - jej cena to 2,30 zł. Przyznam, że zrobiła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Po szczegóły zapraszam do odwiedzenia strony producenta (tutaj). 


BIELENDA hydrożelowa maseczka ultra nawilżająca


  • Skład: Aqua (Water), Propylene Glycol, Vaccinium Macrocarpon (Canberry) Fruit Extract, Niacinamide, Glycerin, Urea, Glycereth-26, Sodium Hyaluronate, Panthenol, Vigna Aconitifolia Seed Extract, Ascorbyl Glucoside, Tocopheryl Acetate, Ammonium Acrylodimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, Mannitol, Cellulose, Hydroxypropyl Methylcellulose, Sodium Citrate, Ethylhexylglycerin, Potassium Hydroxide, Triethanolamine, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, Limonene, CI 77007 (Ultramarines), CI 77289 (Chromium Hydroxide Green).
  • Moja opinia:  Propylene glycol - patrz wyżej. Vaccinium marcocarpon (cranberry) fruit extract: ekstrakt z owoców żurawiny, doskonale nawilża, reguluje pH skóry, działa antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Gliceryna i urea - patrz wyżej. Glycereth-26 to emolient, natłuszcza, wygładza. Sodium hyaluronate (kwas hialuronowy) zmiękcza i wygładza, jest składnikiem tkanki skórnej. Panthenol - patrz wyżej. Vigna aconitifolia seed extract - ekstrakt z nasion Vigna Aconitifolia, roślinna alternatywa dla retinolu, przyśpiesza odnowę komórek, stymuluje metabolizm komórkowy i pobudza syntezę kolagenu. Ascorbyl glucoside-  przeciwutleniacz chroni przed zepsuciem kosmetyku. Nie ma się co rozpisywać. Już po pierwszych składnikach możemy dowiedzieć się z czym mamy do czynienia. Ja byłam zaskoczona niezwykle przyjemną konsystencją tej maseczki. Mogę jedynie potwierdzić, że ma żelową formułę, jest przezroczysta i posiada nieliczne, niebieskie drobinki. Bardzo przyjemnie się rozprowadza. Zapach jest delikatny, przyjemny aczkolwiek czujemy go tylko przy nakładaniu. Maseczka nie podrażniła mojej skóry, nic mnie po niej nie piekło, idealnie się wchłonęła i odprężyła moją twarz. 
Ten produkt Bielendy kosztował mnie 2,70 zł i przyznam, że jestem nim oczarowana. Szczegóły od producenta znajdziecie na stronie (tutaj). 


Podsumowując:
Najbardziej spodobała mi się ostatnia z przedstawionych przeze mnie maseczek - hydrożelowa maseczka ultra nawilżająca z Bielendy. Ogromny plus za
- konsystencję
- wchłanianie
- nawilżenie
- zapach

A Wy macie swoją ulubioną maseczkę nawilżającą?

piątek, 12 kwietnia 2013

Puder bronzujący Delice de Poudre od Bourjois

Sukces! Kupiłam swój pierwszy bronzer! Padło na firmę Bourjois i tak naprawdę nabyłam ten produkt nie znając żadnej opinii na jego temat. Produkt znajduje się w kartonowym opakowaniu przypominającym kieszonkową wersję książeczki. Według mnie to bardzo fajny design choć dla niektórych forma opakowania może być rażąca. Należycie przechowywany nie powinien się niszczyć. "Książeczka" zamyka się na magnes dzięki czemu kosmetyk nie otworzy się w niepożądanych sytuacjach. Bronzer ma fakturę ciemnej, mlecznej czekolady. Ma też bardzo podobny zapach jednak nie jest to identyczny zapach lubianych przez Nas słodkości. Określiłabym go raczej jako delikatna czekolada + wanilia + nieco chemii ;p Niektórym się spodoba, innym nie. W każdym razie po aplikacji zapach nie jest już wyczuwalny. Bronzer posiada także mieniące się drobinki, lecz na skórze nie są one widoczne. 


W pudełeczku znajduje się 16,5 g produktu, za który przyjdzie Nam zapłacić od 50 do 60 zł. Ja kupiłam swój w promocji jak widzicie płacąc 48 zł. Ten bronzer z pewnością do tanich nie należy. Zatem czy warto go kupić? Według mnie - tak. Mam jasną karnację i bałam się, że taki bronzer może być dla mnie za ciemny. Ku mojej radości, z tym produktem naprawdę trudno jest przesadzić. Bardzo ładnie się rozprowadza, dokładając go można stopniować jego intensywność. Po nałożeniu wygląda bardzo naturalnie. Zależało mi na tym i Delice de Poudre świetnie się sprawdził. Lubię go za jego pigmentację, trwałość, naturalny efekt. Być może nie jest to produkt mega trwały, ale nie tego od niego oczekiwałam. u mnie spokojnie trzyma się 6-7 godzin. Później delikatnie jaśnieje. Mi to jednak zupełnie nie przeszkadza. Nie tworzy smug ani plam. W Polsce istnieją tylko dwie wersje kolorystyczne - jaśniejsza 51  Peaux claires/médianes i ciemniejsza 52  Peaux mates/hâlées. Ja posiadam tą drugą wersję. Pasuje idealnie. Puder się nie pyli. Jest świetny do konturowania twarzy i podkreślenia kości policzkowych. Co najważniejsze przy wysokiej cenie, produkt ten jest bardzo wydajny.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Mix zdjęć - mój początek tygodnia

Oto mój mix zdjęć z dzisiejszego dnia...


Po lewej: Źródła mojej wiedzy na zajęcia z prawa cywilnego. Myślę, że z każdym dniem tych karteczek powinno przybywać, bo egzaminy nieuchronnie się zbliżają. Niestety nadal poszukuję natchnienia do nauki... Na zdjęciu są także moje okularki, które sprawiłam sobie w zeszłym roku.
Po prawej: Zakupione ostatnio przeze mnie balerinki. Niestety dwie poprzednie pary uległy degradacji i nie nadają się do noszenia w tym sezonie (mam taką przypadłość, że strasznie szybko niszczę buty). Te cudeńka kupiłam w Kari za 60 zł. Buty po prostu mnie urzekły - delikatnie się świecą, mają przepuszczającą powietrze siateczkę - idealne na lato. Dostępne były także w kolorze różowym, czarnym, szarym.


Po lewej: Budyniowe placuszki z serka zrobione przeze mnie. Na porcję 11-12 placuszków potrzebowałam 

  • 50 g mąki
  • 130 g twarożku (serek waniliowy Danio)
  • 1 jajko
  • 75 ml mleka
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżka proszku budyniowego
  • 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 łyżeczki cukru
Wyszło pysznie!

Po prawej: Idealny relaks = komputer + kawa (3in1 Mokate z dodatkową ilością mleka)

Początek tygodnia okazał się jak widać niezwykle przyjemny... Całuski :*

sobota, 6 kwietnia 2013

Kamuflaż Make Up For Ever - Full Cover Extreme Camouflage Cream


Jak już zapewne wszyscy wiecie, moja cera wymaga dużego krycia w makijażu. Przebarwienia, blizny i krosty bardzo ciężko ukryć przy pomocy nawet silnych podkładów. Dlatego w makijażu korektor jest dla mnie niezbędny. Wcześniej zamieściłam już opinię o sławnym kółku kamuflaży z Kryolanu (recenzja), dzisiaj natomiast chciałabym Wam przedstawić produkt firmy Make Up For Ever. 

Niestety podstawową ujmą dla tego kosmetyku jest jego cena, która waha się w granicach 100-140 zł za 15 ml. Warto jednak nadmienić, że produkt ten jest bardzo wydajny. Zapewne nie tak wydajny jak kółko kamuflaży z Kryolanu, ale w porównaniu do innych korektorów/kamuflaży na pewno wart zainteresowania.
W moim przypadku starczył mi na rok, lecz używałam go zamiennie z Kryolanem. 

Kamuflaż z Make Up For Ever dostępny jest w 12 odcieniach, zatem każdy znajdzie na pewno coś dla siebie. Ja mam kolor nr 4 (Flesh), który jest idealny dla mojej cery. Pamiętajcie jednak, że gdy chcecie przykryć krosty, które mają wypukłą powierzchnię, to lepiej użyć ciut ciemniejszego korektora/kamuflażu. W przypadku tego cuda warto kupić odcień dopasowany do naszej cery lub ciut jaśniejszy ponieważ i tak po zastygnięciu delikatnie ściemnieje. 
Kolejną rzeczą, jaka podoba mi się w tym kosmetyku to jego konsystencja. Zgodzę się z nazwą, ponieważ formuła produktu jest dosyć kremowa, gęsta - nie rozpływa się w palcach. Podczas aplikacji nie sprawia problemu, ale po chwili lekko zastyga. Według mnie to plus, bo kosmetyk staje się odporny na ścieranie i dokładnie przykrywa wybrane miejsce. Nie rozmazuje się i nie spływa. U mnie nie podkreślał porów ani załamań, ale nie aplikowałam go pod oczy. Myślę, że mógłby być w tych okolicach nieco za ciężki, ale czytając inne opinie wiem, że u wielu osób spełniał również świetnie swoją rolę pod oczami . Poza tym sprawdza się rewelacyjnie. Ma cudowne, mocne krycie. Nie powoduje dodatkowego przetłuszczania cery. Na mojej kapryśnej twarzy trzymał się bardzo solidnie, a niekiedy pokrywałam nim naprawdę spore powierzchnie skóry, nie tylko punktowo. Produkt nie gromadzi się w załamaniach. Zauważyłam, że lepiej kryje moje głębokie blizny, dziurki w skórze niż kamuflaż Kryolanu, który jest o wiele toporniejszy przy aplikacji. Make Up For Ever Full Cover Extreme Camouflage Cream idealnie dociera do tych miejsc i je przykrywa. 

Kamuflaż z Make Up For Ever był testowany na wrażliwej skórze, jest pozbawiony perfum/aromatów i jest niekomodogenny a zatem nie zatyka porów. Pomimo wysokiej ceny, szczerze polecam dla osób, które potrzebują naprawdę mocnego krycia. 


TEST PRAKTYCZNY

Na zdjęciu celowo nałożyłam kamuflaż tylko na najgorszą zmianę. Nie rozcierałam go po bokach. Nie mam też podkładu na twarzy aby wiarygodnie przedstawić siłę krycia kamuflażu z Make Up For Ever.

BEZ KAMUFLAŻU

Z KAMUFLAŻEM MAKE UP FOR EVER FULL COVER EXTREME CAMOUFLAGE CREAM