wtorek, 16 grudnia 2014

Dieta - druga relacja


Moja dieta trwa już ponad miesiąc. Jestem z siebie dumna, bo przez cały ten czas mimo ogromnej pokusy nie sięgnęłam po żadne słodycze! To nieprawdopodobne, ponieważ jestem wielkim łasuchem i uwielbiam słodkości. Ciągnie mnie do nich, ale myśl, że podczas Świąt Bożego Narodzenia pozwolę sobie na małe, słodkie pyszności jest dla mnie motywująca. Oczywiście po Świętach wracam do swoich zdrowych zasad żywieniowych. 

Czas na kolejne - drugie podsumowanie moich zmagań. Moja waga początkowa wynosiła 70,5 kg. Po dwóch tygodniach zbiłam ją do około 68-67,5 kg. Ostatnią wizytę u dietetyczki miałam w piątek, tj. 12 grudnia 2014 r. i waga pokazała, że spadł kolejny kilogram. Przed chwilą stanęłam na domową wagę i wyświetliła się liczba 66,5 kg. Po kolejnej analizie masy ciała u dietetyczki okazało się, że poziom wody w moim organizmie wzrósł i oscyluje w granicach 60%. Zawartość tkanki tłuszczowej spadła i teraz wynosi około 15%. Wskaźnik BMI wykazuje górną granicę normy. Niestety pomiary te są lekko zakłamane właśnie przez zbyt dużą ilość wody. Oczywiście gromadzenie się jej w moim ciele jest nieuniknione z powodu marskości wątroby. Mimo iż nie używam soli, staram się dużo pić i ruszać, to ona wciąż się utrzymuje. Powróciłam do łykania tabletek moczopędnych, których głównym zadaniem jest zbicie poziomu wody. De facto nic więcej w tym kierunku nie mogę zrobić.

Warto nadmienić, że podczas trzeciego i czwartego tygodnia diety dołożyłam aktywność fizyczną. Zapisałam się na siłownię i uczęszczam tam przynajmniej 3 razy w tygodniu po 1 - 1,5 h. Oczywiście nie wykonuję jakiś przeciążających ćwiczeń - zależy mi na wyrobieniu lepszej kondycji i ujędrnieniu ciała. Z ćwiczeniami muszę jednak bardzo uważać i mieć na uwadze przede wszystkim swoje zdrowie. Ograniczam się jedynie do bieżni (szybki marsz), rowerku i ćwiczeń na łydki, uda i pośladki. Podczas piątkowej wizyty u dietetyczki - okazało się podczas pomiarów, że w talii straciłam 3 cm a w udach 2 cm. Obwód klatki piersiowej i biustu się nie zmienił, ale z tego jestem akurat zadowolona ;) Na koniec wizyty otrzymałam dietetyczne wersje wigilijnych potraw także jeśli ktoś byłby zainteresowany jakimś konkretnym daniem to mogę się podzielić.

Ciąg dalszy nastąpi...


czwartek, 27 listopada 2014

Z wizytą u dietetyczki


Mimo że do ślubu zostało jeszcze bardzo dużo czasu, to myśl o tym, że we wrześniu będę szczęśliwą mężatką stała się dla mnie ogromną motywacją do wzięcia się za siebie. W końcu to jeden z najważniejszych dni w życiu, do którego warto się przygotować. Ale nie tylko ten aspekt był powodem mojej decyzji. W obliczu mojej choroby (marskość wątroby) utrzymanie prawidłowej diety jest niezwykle istotne. I dlatego właśnie zdecydowałam się na wizytę u dietetyczki. Oczywiście głównym zamiarem było dla mnie zrzucenie paru kilogramów, ale równie istotne stało się wypracowanie prawidłowych nawyków żywieniowych. Myślę, że w obliczu powszechnej mody na zdrowy tryb życia, zdecydowanie się na dietę nie jest niczym nadzwyczajnym, ale dla mnie to pierwsza taka poważna zmiana. Kiedyś raczej nie zwracałam uwagi na to, co jadłam. Dzisiaj stałam się bardziej świadoma właściwości produktów, po które sięgam. 
A wszystko zaczęło się od wizyty u pani dietetyczki dokładnie dwa tygodnie temu. Po szczegółowym wywiadzie dotyczącym mojego codziennego trybu życia, dotychczasowych upodobań kulinarnych i omówieniu moich oczekiwań od stosowanej diety, pani dietetyczka dobrała indywidualny plan żywieniowy dostosowany do moich preferencji. Moja dieta obejmuje 5 posiłków: śniadanie (400 kcal), drugie śniadanie (240 kcal), obiad (480 kcal), podwieczorek (160 kcal) i kolacja (320 kcal). Dziennie spożywam zatem 1600 kcal i co jest najważniejsze nie chodzę głodna. Na kartkach mam szczegółowo wypisane co i w jakiej ilości mogę spożywać w stosunku do każdego posiłku. Oprócz ustalenia jadłospisu, został wykonany także pomiar ilości tkanki tłuszczowej, wody w organizmie i ogólnej masy ciała. 
W dniu mojej wizyty ważyłam 70,5 kg w tym 23% tkanki tłuszczowej i 54,8% wody. Pani dietetyczka powiedziała, że rzadko zdarza jej się osoba ze stosunkowo niedużą ilością tkanki tłuszczowej, ale bardzo wysokim poziomem wody. Niestety gromadzenie wody w organizmie jest efektem mojej choroby. Picie dużej ilości wody, wyeliminowanie cukru i soli z jadłospisu jest receptą na redukcję nadmiaru wody. Przyznam, że od zawsze byłam łasuchem i uwielbiam słodycze. Ale postanowiłam zrezygnować z tych przyjemności. Nie słodzę herbaty ani kawy. Nie jest łatwo i pomimo zapewnień pani dietetyczki, że po 4-5 dniach minie mi ochota na słodkie, to tak się nie stało. Ja wciąż bym coś z chęcią zjadła, ale jak na razie udaje mi się pokonać mój apetyt na słodycze. Mam cel i chcę go zrealizować. 
Oczywiście do diety należy dołożyć aktywność fizyczną. Chciałam zapisać się na siłownię, ale znów moja choroba stanęła mi na drodze. Wysiłek związany z chęcią pozbycia się tkanki tłuszczowej mógłby być dla mnie bardziej szkodliwy niż pomocny. Dlatego ograniczam się do zwykłej aktywności - co najmniej 30 min szybszego spaceru minimum 3 razy w tygodniu. 
Warto w tym miejscu nadmienić, że zbyt szybka utrata masy ciała też nie jest dobrym rozwiązaniem. Gdy zaczynamy się odchudzać, to należy robić to z rozwagą i z szacunkiem do własnego zdrowia. Zależy mi na utracie kilogramów, ale wolę aby spadały one wolniej niż zbyt raptownie. Przy odchudzaniu wątroba bierze udział w rozkładzie tłuszczów, zatem także z tej strony nie mogę jej zbytnio obciążać w krótkim czasie. 

Jutro wybieram się na kontrolną wizytę do dietetyczki - mija właśnie dwa tygodnie od początku mojej diety. Z 70,5 kg udało mi się na razie uzyskać wagę 67,5 kg. Dla mnie to naprawdę świetny rezultat. Planuję zbić wagę do co najmniej 60 kg. Myślę, że przy moim wzroście 164 cm to byłaby bardzo dobra masa ciała. Jestem ciekawa jutrzejszego pomiaru. Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę zbić ilość wody z organizmu. Zobaczymy... C.D.N.


sobota, 8 listopada 2014

Targi ślubne

Niedawno wyszukałam w internecie informację o zbliżających się targach ślubnych organizowanych 15-16 listopada 2014 r. w Warszawie. Biorąc pod uwagę, że swój ślub mam zaplanowany na wrzesień 2015 r. nie wyobrażam sobie nie uczestniczyć w takim wydarzeniu. Jestem bardzo ciekawa atrakcji, które są zaplanowane na ten weekend. Nie ukrywam również, że będzie to dla mnie pierwsza okazja, aby zobaczyć Stadion Narodowy od wewnątrz. Uda się zatem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Targi zainaugurują sezon ślubny 2015. Program pokazów dostępny jest tutaj, zaś wykaz paneli dyskusyjnych tutaj. W sobotę (15.11.2014 r.) targi rozpoczynają się od godz. 10:00 a kończą o godz. 18:00. W niedzielę (16.11.2014 r.) impreza rozpocznie się również o 10:00, ale zamknie o godz. 17:00. Koszt biletu wynosi 20 zł od osoby za jeden dzień. Ci, którzy zdecydują się przyjechać samochodem muszą zgłosić się do bramy nr 6, za którą zostawią auto na podziemnym parkingu. Ci zaś, którzy przybędą komunikacją miejską proszeni są o przejście do bramy nr 5.



Ja wybieram się na targi w sobotę. Mam nadzieję, że ktoś z Was także skorzysta z podanej przeze mnie informacji o tym emocjonującym wydarzeniu. Zatem - do zobaczenia ;)

wtorek, 4 listopada 2014

Placuszki waniliowe

Niedawno udało nam się urządzić wspaniałą kuchnię, o której pisałam Wam we wcześniejszym poście (zobacz). Początki wspólnego mieszkania z narzeczonym to jednocześnie pole nowych wyzwań, które podejmuję. W dzisiejszej notce chciałabym skupić się na moich skromnych, ale ważnych dla mnie osiągnięciach kulinarnych. Lubię gotować, lecz w moim domu rodzinnym zawsze zajmowała się tym mama. Ja od czasu do czasu starałam się zrobić jakąś wspólną kolację, ale nie nazwę tego konkretnym gotowaniem. Teraz wszystko się zmienia. Moja piękna kuchnia motywuje mnie do tego aby gotować w niej równie wyśmienite dania. Prawdę mówiąc najbardziej zależy mi na opinii mojego narzeczonego, bo to dla Niego gotuję naprawdę od serducha. I tak z każdym dniem uczę się czegoś nowego, staram się przygotowywać rozmaite dania. Daleko mi do kulinarnego mistrza, lecz sądzę, iż wystarczy mi tytuł dobrej gospodyni. 

Dzisiaj mniej obiadowo a bardziej deserowo i słodko. Nie tylko ja, ale również mój Piotrek lubimy smak i zapach wanilii - dlatego zdecydowałam się na przygotowanie waniliowych racuchów. Powiem Wam, że wyszły naprawdę smaczne i zapewne jeszcze nie raz je przyrządzę. 


Potrzebujemy:


  • 300g serka waniliowego
  • 2 jajka
  • 7-8 łyżek mąki
  • 5 łyżek mleka
  • szczypta soli
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • olej do smażenia
Wbijamy jajka do miski i je roztrzepujemy. Następnie dodajemy mleko, serek waniliowy, sól i razem dokładnie mieszamy. Potem kolej na mąkę i proszek do pieczenia. Mieszamy aż do uzyskania jednolitej konsystencji. Na rozgrzaną patelnię z olejem nakładamy masę za pomocą zwykłej łyżki. Jedna łyżka to jeden placek. Smażymy z obu stron i wykładamy na talerz wyłożony wcześniej ręcznikiem papierowym żeby odsączyć nadmiar tłuszczu. Racuszki możemy podawać z cukrem pudrem, dżemem, polewą czekoladową lub bitą śmietaną. 

Czas przygotowania: 30 minut
Ilość: mi wyszło 17 placuszków

Smacznego :)

piątek, 31 października 2014

Chmurka pt.: Krótkie przemyślenia życiowe

Dzisiaj bardziej refleksyjnie... Naszła mnie intrygująca myśl a właściwie przemyślenie, które umieściłam na swoim facebooku: "Skupiam się na progu chwili, na samym jej krańcu. Dopiero tutaj uświadamiam sobie bezmiar własnego szczęścia i ogromne umiłowanie życia". Te słowa chyba najpełniej odzwierciedlają mój obecny stan ducha. Pragnę miłości, radości, śmiechu, ciepła, wrażliwości, uniesienia. Mam to wszystko wokół siebie, lecz chciałabym jeszcze bardziej z tego czerpać, upajać się każdym momentem.Przemykają mi przez głowę pojedyncze słowa takie jak: trwanie, obecność, dotyk, zachwyt, moment, piękno czy spełnienie. Myślę, że żadne z nich nie jest przypadkowe. Pragnę życia, jego kontemplacji. W tym momencie uważam, iż wszelkie problemy wydają się być wątłe i nikną w obliczu mojej afirmacji tego co nas otacza. 
Dlaczego niejednokrotnie sami jesteśmy powodem naszego nieszczęścia? Egoizm, złość, irytacja, powierzchowność nie pozostają temu obojętne. Czasami warto zatem zajrzeć w głąb siebie, odepchnąć wszystko, co nam przeszkadza, skupić się na chwili i na sobie, pokochać życie oraz własne "ja". Sądzę, że takie momenty pomagają nie tylko trzeźwiej spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość, ale przy tym nie pozwolą zatracić nam przecież tak pięknych i naturalnych elementów, z których składa się życie - takich właśnie jak: piękno, natura, dobroć, delikatność. 

Podobno ile dobrego damy z siebie tyle otrzymamy w zamian. Ja chcę dawać i brać...

A na zakończenie muzyka, która mi dziś towarzyszy:

Ludovico Einaudi - "Una Mattina" (posłuchaj)


poniedziałek, 27 października 2014

Październikowy weekend w Białowieży

Weekendy mijają bardzo szybko - zdecydowanie za szybko. Dla osób, które ciężko pracują od świtu do zmierzchu sobota i niedziela to niejednokrotnie jedyny moment wytchnienia. Fajnie jest, gdy uda się go maksymalnie wykorzystać. Z tego względu razem z moim narzeczonym jesteśmy zwolennikami weekendowych wyjazdów. Oczywiście nie zawsze możemy sobie na to pozwolić, ale gdy tylko mamy okazję pakujemy się w samochód i ruszamy. W ten sposób zwiedziliśmy ostatnio Sopot czy Kaziemierz Dolny a w ostatni październikowy wyeekend udaliśmy się do Białowieży. 


Mimo iż, nasza wizyta wypadła poza sezonem udało nam się zwiedzić Rezerwat Żubrów, gdzie można zobaczyć dzikiwilkijeleniesarnyżubronie (skrzyżowanie żubra z bydłem domowym), tarpany oraz żubry – będący wizytówką Białowieskiego Parku Narodowego.






Najnowocześniejszym muzeum przyrodniczym w Polsce jest Muzeum Przyrodniczo-Leśne Białowieskiego Parku Narodowego, które ukazuje nie tylko jego florę i faunę, ale także historię i wpływ działalności człowieka. Zwiedzanie z przewodnikiem zajęło około 1 godziny.

Na południu Białowieży zobaczyliśmy piękny carski dworzec kolejowy - Białowieża Towarowa (nieczynny z powodu braku rentowności w przejazdach z Białowieży do Hajnówki). Obecnie znajduje się tam dosyć droga restauracja Carska. Z dworca odjeżdża jednak drezyna - turystyczna kolejka, dzięki której można zachwycać się pięknem przyrody Puszczy Białowieskiej (czas przejazdu od 30 min. do 3,5 h).

Cały pobyt uatrakcyjnił nam pobyt w luksusowym hotelu Żubrówka, gdzie korzystaliśmy z pięknego basenu zaprojektowanego na wzór jeziora w lesie. Miałam także przyjemność zażyć aromaterapeutycznego masażu całego ciała na łóżku wodnym w centrum SPA. W kolejnym dniu udałam się natomiast na zabieg nawilżający na twarz. Zabawną historią była opowieść masażysty, który opisywał różnorodne pomysły kobiet przybywających na zabiegi masażu czy kąpieli. Jak większość z Was zapewne wie podczas tego typu zabiegów, kobiety otrzymują jednorazowe, bawełniane stringi. Dowiedziałam się, że problemem jest nie tylko założenie ich z odpowiedniej strony, ale zdarzyło się, iż panie zakładały otrzymane majteczki na biust a co jeszcze dziwniejsze na głowę (być może myślały, że jest to swego rodzaju czepek). Pomysłowość ludzka jest ogromna ;)

Życzę zarówno Wam jak i sobie jak najwięcej takich weekendowych wyjazdów...

czwartek, 9 października 2014

Maska Kallos Vanilla nabłyszczająca do suchych włosów


Maska Kallos Vanilla przeznaczona jest do włosów suchych, matowych i pozbawionych blasku. Zawarte w składzie proteiny i pantenol mają za zadanie nawilżyć włosy, zregenerować je, nadać im blask, miękkość i ułatwić rozczesywanie. Zgodzę się co do dwóch ostatnich aspektów, z pozostałymi ten produkt niewiele ma do czynienia. Nie zauważyłam aby moje włosy zostały w jakiś szczególny sposób odżywione czy nawilżone. Blask też był raczej mizerny. Dużym plusem według mnie jest dosyć przyjemny zapach budyniowo-waniliowy, który sprawia, że aplikacja maski jest czystą przyjemnością. Niestety zapach nie utrzymuje się długo na włosach, a szkoda. Po paru godzinach już go nie czuć. Bezwzględnym atutem tego produktu jest niska cena, duża pojemność, dostępność i spora wydajność, co jest także ogólną charakterystyką marki Kallos.
Czy kupię ponownie? Raczej nie, chyba że zatęsknię za tym zapachem.

A może Wy macie ulubione i sprawdzone maski do włosów, które zasługują na miano KWC?

poniedziałek, 6 października 2014

Pierś do przodu...

Nadszedł czas na zrobienie gruntownych porządków w szafie, a dokładniej mówiąc w szufladzie z bielizną. Zazwyczaj swoje biustonosze kupowałam na pobliskim bazarku za 10-15 zł. Niestety nowe nabytki szybko się zużywały a ich jakość miała odbicie w komforcie noszenia - a raczej jego braku. Postanowiłam zatem wyrzucić całą zużytą i starą bieliznę. Jednocześnie zainwestowałam w trzy nowe biustonosze. Ważne było dla mnie też to, aby ktoś pomógł mi w prawidłowym doborze stanika, gdyż przyznam, że jak większość kobiet miałam dotychczas problemy z wybraniem właściwego modelu, kroju a nawet rozmiaru. Udałam się zatem wczoraj do sklepu, gdzie pani ekspedientka sprostała wszelkim moim oczekiwaniom - doradziła, pokazała, oceniła. Tym sposobem zakupiłam trzy nowe, przepiękne biustonosze, które idealnie okalają piersi, podnoszą biust a przy tym są bardzo wygodne. Rozmiar 75D okazał się być dla mnie idealny podczas gdy wcześniej zawsze myślałam, że zakup większego stanika da mi tym samym większą swobodę - myliłam się. 




Odsyłam Was także na stronę myBra.pl, gdzie możecie poczytać o rodzajach biustonoszy i ich prawidłowym wyborze. Jest tam też kalkulator rozmiarów, który pomoże Wam poznać faktyczny rozmiar Waszego biustu. 

środa, 1 października 2014

Wellness & Beauty balsam do ciała z ekstraktem z wanilii i olejem sezamowym


Wellness & Beauty balsam do ciała z ekstraktem z wanilii i olejem sezamowym zakupiłam w Rossmannie za około 13 zł. Głównym powodem, dla którego skusiłam się na ten produkt był zapach wanilii, który uwielbiam. Użyłam tego balsamu trzykrotnie i niestety trafi do śmieci. Jeśli lubicie intensywny zapach wanilii to ten aromat na pewno się Wam spodoba - jest nawet lekko duszący. Mi to jednak nie przeszkadzało i z przyjemnością zaaplikowałam go na skórę. Choć nie jestem alergikiem i rzadko zdarza mi się, że wystąpi u mnie jakieś uczulenie na dany produkt to jednak w obliczu tego produktu poległam. Dostałam kataru i intensywnego kaszlu. Początkowo nie przypuszczałam, że może być to efektem tego balsamu. Gdy jednak trzeci raz go użyłam, postanowiłam pójść pod prysznic i zmyć go z ciała. Efekt - duszący kaszel i katar za chwilę stopniowo ustały. Nigdy mój organizm nie zareagował w taki sposób na jakikolwiek kosmetyk. Nie wiem co w składzie tego produktu mogło wywołać takie objawy, ale warto mieć się na baczności w zetknięciu z tym łobuzem.

poniedziałek, 29 września 2014

Maska do włosów Kallos Placenta z łożysk roślinnych

Na zakup maski Kallos Placenta zdecydowałam się z uwagi na jej szczególne przeznaczenie do włosów łamliwych, suchych i osłabionych. Pojemność 1000 ml okazała się bardzo wydajna za nieduże pieniądze (około 15 zł). Czekając na wzmocnienie i odżywienie moich włosów, stosowałam tę maskę średnio 2-3 razy w tygodniu. 
Pragnę nadmienić, że moje włosy są dosyć cienkie, szybko się przetłuszczają, od czasu do czasu mam problem z łupieżem a także duży kłopot z ich wypadaniem.


Włosy oczywiście o wiele łatwiej się rozczesują po zastosowaniu maski i są lśniące dlatego wyglądają na zdrowe i odżywione. Niestety nic dobrego poza tym nie udało mi się zaobserwować. Na pewno maska nie zrobiła nic w kierunku ograniczenia wypadania włosów. Prawdę mówiąc niczym mnie nie urzekła, co było powodem mojej konsternacji wobec tylu licznych, pozytywnych opinii na jej temat. Za wadę mogę także uznać zapach tego produktu, który czuję jeszcze na drugi dzień. 

A może Wy polecicie mi jakiś naprawdę dobry produkt regenerujący włosy i ograniczający ich łamliwość? Na pewno duża część z Was wie, co to znaczy borykać się z problemem nadmiernie wypadających włosów. Zaczyna mnie to już naprawdę irytować. Planuję kupić jakieś suplementy diety. Wszelkie porady mile widziane ;)

niedziela, 21 września 2014

Moja przyjaźń z Calvin Klein In2U

Podejrzewam, że nie tylko ja należałam do grona osób, które dość intensywnie poszukiwały odpowiednich perfum dla siebie. Często gościłam w sklepach takich jak Douglas czy Sephora, aby poświęcić chwilę na zapachową weryfikację olbrzymiej ilości kolorowych flakoników. Oczywiście konsultacje z paniami pracującymi we wspomnianych perfumeriach okazały się zbędne i pomimo ich niewyczerpanej cierpliwości, odchodziłam z niczym. 
Jednak spodobały mi się ostatnio perfumy Michael Kors Sexy Amber, które miałam okazję powąchać. Ta nowa przyjemność miała mnie kosztować około 240 zł za 30 ml (50 ml - 320 zł, 100 ml - 430 zł). Nie lubię jednak podejmować decyzji ad hoc, zatem poddałam tą propozycję pod rozwagę i nadal szukałam czegoś odpowiedniego dla siebie. I tak trafiłam na perfumy Calvina Kleina In2U, o których kiedyś też było dosyć głośno. Zapach choć nie należy do półki "TOP" czy "Nowości" wzbudził moją fascynację. Za 100 ml zapłaciłam około 130 zł i nie żałuję wydanych pieniędzy. Nie umiem opisywać zapachów także nawet nie będę tego próbować. Myślę, że te perfumy są znane większości z Was, a dla osób, które nie miały wcześniej zapachowej styczności z tym cudeńkiem zaznaczę jedynie, iż nuty zapachowe tu zawarte to: liście czarnej porzeczki, grejpfrut, bergamotka, orchidea, kaktus, wanilia, drzewo cedrowe.
Całość tworzy świeżą, kobieco-dziewczęcą woń o lekkim, lecz seksownym charakterze. Zapach utrzymuje się bardzo dobrze 6-8 godzin. Podoba mi się to, że jest on wyczuwalny przy ciele nie obciążając tym samym otoczenia wokół nas. Nie jest zatem dominujący czy nachalny. To mi się w nim bardzo podoba.


Bardzo się cieszę, że znalazłam zapach dla siebie, z którym mogę się utożsamiać. A Wy, macie swoje ulubione perfumy czy nadal takich poszukujecie?

środa, 17 września 2014

Odnaleźć swoją pasję...

Coraz częściej uświadamiam sobie, że posiadanie pasji w życiu jest nie tylko dobrą metodą na samorealizację, lecz pociąga także za sobą szereg innych skutków tj. dodaje energii, zapału do działania, uświadamia nam nasze mocne strony, rozwija zainteresowania, pomaga odciąć się od codzienności i w pewien sposób nas identyfikuje. Bywają ludzie, którzy mają wiele pasji, inni skupiają się na jednej a pozostali bardzo często wciąż poszukują odpowiednich dla siebie zajęć. Ostatnio również ja zaczęłam się zastanawiać, co jest moją pasją i mocną stroną. Wskutek tych przemyśleń postanowiłam powrócić do rysowania, które kiedyś było dla mnie bardzo ważnym aspektem w życiu. Niestety z czasem zapomniałam o tym, jak dużą przyjemność czerpałam z każdego nowego rysunku, jaki udało mi się stworzyć. Doszło do tego, że nie miałam ołówka w ręku przez dobrych kilka lat. Zapragnęłam jednak odszukać w sobie tę dawną motywację i zrobić coś dla siebie - coś, co przyniesie mi radość oraz satysfakcję. Jako że ma to być swego rodzaju notka motywacyjna, wrzucam niektóre ze swoich wcześniejszych prac. Mam nadzieję, że podziała to na mnie mobilizująco i że z czasem uda mi się ulepszyć mój warsztat. Osiągnięciami będę się oczywiście dzielić na blogu.









Jakie są Wasze pasje? A może wciąż ich poszukujecie?

środa, 10 września 2014

Być mobilkiem

Mam prawo jazdy od kwietnia 2009 r. Egzamin udało mi się zdać za trzecim razem w Warszawie. Podczas tych pięciu lat posiadania prawa jazdy miałam okazję jeździć różnymi samochodami aż wreszcie przyszedł czas na swoje własne auto. Wcześniej miałam jeden samochód, który dzieliłam z siostrą jednak ona wyszła za mąż i się przeprowadziła. Od niedawna jestem szczęśliwą posiadaczką Smarta. Malutki, ekonomiczny i zwrotny - idealny na moje potrzeby. Jako że nie jeżdżę w dalekie trasy, ten rodzaj auta stał się dla mnie najbardziej odpowiedni. Mój Smart pochodzi z 2003 r. i jest w całkiem niezłym stanie. Oczywiście mój Piotruś musiał doprowadzić go nieco do ładu, tj. wymienić antenę do radia, gałkę przy skrzyni biegów, uzupełnić i odgrzybić klimatyzację, ale poza tym nic poważnego się z nim nie dzieje. 
To mój pierwszy prywatny samochód i to w dodatku z automatyczną skrzynią biegów. Wcześniej jeździłam tylko na manualnej. A teraz uważam, że nie ma nic lepszego niż automat - wygoda i swoboda w 100%. 
Mój Smart jest autem dwuosobowym i posiada niewielki bagażnik. Z uwagi na to, że zazwyczaj jeżdżę sama z małą ilością bagażu to takie rozwiązanie idealnie się u mnie sprawdza. Dzięki temu samochód jest też niezwykle ekonomiczny - cały bak tankuję za około 170 zł i wystarcza mi to na ponad 500 km... 

Pomijam fakt, że takie samochody jak Smart są zazwyczaj lekceważone na drodze, co dało się już odczuć w pierwszym tygodniu mojej jazdy, ale ja się z nikim nie ścigam i nie droczę. Jadę zawsze swoim tempem i to mi odpowiada. Olbrzymim plusem jest to, iż naprawdę jestem w stanie zaparkować niemal w każdym miejscu ;)

Oto mój maluszek:



A jaki był Wasz pierwszy samochód lub jakie jest Wasze auto marzeń? :)

czwartek, 4 września 2014

Ku wspólnemu życiu...

Dzisiaj temat ślubu. Niedługo minie rok od naszych zaręczyn. Udało nam się ustalić datę ślubu na wrzesień przyszłego roku. Mimo, że jest jeszcze bardzo dużo czasu to należało podjąć pewne kroki ku realizacji naszego życiowego planu. Po długich, żmudnych poszukiwaniach, udało mi się zlokalizować idealną salę weselną. Oboje zakochaliśmy się w tym obiekcie i byliśmy zgodni co do wyboru choć wcześniej bywało różnie apropos innych sali. 
Pałac Nogalin, w którym odbędzie się nasze wesele znajduje się w małej miejscowości Miastków Kościelny, nieopodal Garwolina. Od mojego rodzinnego domu jest to 80 km natomiast odległość od naszego mieszkania wynosi nieco ponad 30 km. 

Argumentem przemawiającym za wyborem tej sali była również możliwość rezerwacji noclegów dla gości. W naszym przypadku będzie to konieczne. Poza tym 1 km dalej znajduje się gospodarstwo agroturystyczne, w którym można wykupić dodatkowe noclegi.

Wesele przewidujemy na około 120 gości. Cena od talerzyka wyniesie nas 170 zł także niewiele w porównaniu z obiektami, które oglądaliśmy wcześniej. Oczywiście tort i dekoracje kwiatowe są dodatkowo płatne podobnie jak atrakcje typu stół wiejski, ale tak jest we wszystkich salach weselnych.

Pałac pochodzi z 1876 r. i obecnie jest własnością prywatnego inwestora, który kupił go w 2002 r. i rozpoczął prace remontowe z pomocą Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Więcej o historii pałacu i szczegółach oferty weselnej możecie dowiedzieć się ze strony internetowej www.nogalin.pl

A oto jak prezentuje się wjazd do obiektu:


Pałac od frontu:




Tylna część obiektu:




Wnętrze:



Zachęcam Was też do obejrzenia pięknej prezentacji pałacu na youtube (obejrzyj).

Warto zaznaczyć, że jakieś 300 m od pałacu znajduje się mały, klimatyczny kościół z czerwonej cegły. Postanowiliśmy, że właśnie tutaj odbędzie się ceremonia.

Kolejnym ważnym krokiem było znalezienie DJa. Mój P. obstawał raczej przy zespole, ale organizacja tak dużego przedsięwzięcia jak wesele musi być efektem współpracy i kompromisu. Dla mnie P. znalazł naprawdę wspaniałego DJa. Spotkaliśmy się z nim, wcześniej obejrzeliśmy kilka jego filmików na youtube i od razu podpisaliśmy umowę. Dostaliśmy listę utworów oraz zabaw weselnych - trzeba do tego przysiąść i wybrać według naszych preferencji. Ale akurat z tym nie musimy się śpieszyć.

Przed nami następny etap - wybór fotografa/kamerzysty... A może Wy macie kogoś godnego polecenia z okolic Warszawy?

Buziaki :*

piątek, 29 sierpnia 2014

Zdjęciowa aktualizacja danych ;)

Wskutek długiej nieobecności na blogu, należałoby uaktualnić co się u mnie teraz dzieje. Najważniejszą sprawą, która się wydarzyła 1 lipca była moja obrona pracy magisterskiej. Tym oto sposobem stałam się kolejnym magistrem i absolwentką prawa. Choć mówi się, że mamy zbyt wielu magistrów i że tytuł ten jeszcze o niczym nie świadczy, to dla mnie jest to osobiste zwycięstwo z własnymi słabościami i dowód na to, że dzięki wysiłkowi można naprawę dużo osiągnąć - nawet wówczas gdy o sprostanie pewnym wyzwaniom sami siebie byśmy nie podejrzewali. 

(źródło)
Podczas studiów uczestniczyłam w seminarium z zakresu praw człowieka i wokół tego tematu obracały się rozważania w mojej pracy magisterskiej. Temat, który sobie wybrałam dotyczył godziwego wynagrodzenia. Na początku poruszyłam odrębne zagadnienia godności i godziwości oraz wynagrodzenia jako takiego. Kolejnym krokiem było opisanie standardów europejskich w zakresie regulacji a także interpretacji godziwego wynagrodzenia a następnie nawiązanie do standardów polskich w kontekście braku ratyfikacji art. 4 ust. 1 Europejskiej Karty Społecznej. Pojawiło się również zagadnienie stosunku godziwej płacy do wynagrodzenia minimalnego - czy są to pojęcia tożsame i czym się charakteryzują. W końcowej części pracy skupiłam się na relacji godziwego wynagrodzenia do minimum egzystencji i minimum socjalnego w Polsce.
Z obrony i z pracy uzyskałam wynik bardzo dobry, dlatego tym bardziej jestem dumna ze swoich osiągnięć. Jednak koniec zniżek studenckich ;p







Jest słoneczny piątek i właśnie sączę sobie powoli pyszną kawkę...

... słuchając mojej ostatnio ulubionej stacji ESKA LOVE. Gorąco polecam! W naszym mieszkaniu zazwyczaj rozbrzmiewa właśnie ta muzyka. Podczas wszelkich imprez i spotkań z przyjaciółmi zawsze włączamy właśnie tą stację i już wielokrotnie ludzie się pytali co to za płyta. Oczywiście stacja jest dostępna jedynie przez radio internetowe.



Obecnie paloną wieczorami świecą jest teraz Black Coconut z Yankee Candle. Delikatny kokos przeplata się z aromatem wanilii. Niestety okazało się, że naszą ulubioną świeczkę Vanilla Cupcake mają zamiar wycofać. Uwielbiamy wszelkie waniliowe zapachy i ta świeczka była dla nas idealna. Teraz pozostaje nam Black Coconut oraz White Chocolate Bunnies o podobnej woni. 


A skoro jesteśmy przy zapachach to właśnie skończyłam używać moje ostatnio zakupione perfumy Halle Berry Exotic Jasmine. Kupiłam je "w ciemno" w Rossmannie, ponieważ zapach bardzo mi się spodobał. Bardzo ładny flakonik oraz różowy kolor perfum tym bardziej skłonił mnie do zakupu. Powiem, że jest to taka przyjemna mgiełka, ale nie oczekujcie od nich dobrej trwałości. Czuć je oczywiście chwilę po aplikacji, ale nic poza tym. Ogromny minus za to.






Moim ostatnim nabytkiem jest także małe lusterko, które wypatrzyłam sobie w Castoramie. Od razu zwróciłam na nie uwagę z powodu bardzo ciekawego designu, a że potrzebowałam takiego gadżetu to niewiele myśląc chwyciłam je. Wcześniej miałam lusterko z Ikea, ale okazało się naprawdę tandetnie wykonane. To jest nie tylko stylowe, ale również solidne. Śliczny dodatek...






Od narzeczonego otrzymałam świetne buty Adidas. Różowy akcent dodaje im uroku, ale co najważniejsze są mega wygodne, lekkie - idealne na długie piesze wycieczki lub na rower. 





A to taki romantyczny dodatek, który zawsze na sobie noszę - nie pomijając oczywiście pierścionka zaręczynowego ;)







A teraz przed weekendowym odpoczynkiem wracam do nauki. Przede mną egzamin na aplikację, który odbędzie się na koniec września. Pozdrawiam Was gorąco! :*

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Perfekcyjna kuchnia

Witajcie!

Jakiś czas temu umieściłam post z opisem sprzętów do zabudowy AGD (zobacz), tym samym mam przyjemność poinformować, że urządzanie naszej kuchni dobiegło końca. Kuchnia odzwierciedla w 100% moje marzenia - jest nie tylko piękna, ale i funkcjonalna, przestronna oraz naprawdę solidnie wykonana. Inwestycja w sprzęty również nie rozczarowała mnie i mojego narzeczonego. Jak dotychczas sprawdzają się wyśmienicie. Pozwólcie zatem, że zaprezentuję Wam efekt końcowy naszych starań…



Całość wykonana jest w jasnych kolorach - fronty szafek biel w wysokim połysku i kremowe blaty z delikatną imitacją drewna. Warto zwrócić uwagę na przestrzeń między blatem a górnymi szafkami, umieściliśmy tam białe, matowe, hartowane szkło, które w użytkowaniu jest naprawdę praktyczne, wygodne i wygląda przepięknie. Przy takim rozwiązaniu łatwo jest utrzymać tę pionową powierzchnię w czystości. Efektownym pomysłem okazało się także górne i dolne podświetlenie LED. Górne pod szafkami idealnie doświetla blaty, ułatwiając pracę na nich natomiast dolne tworzy bardzo fajne dopełnienie. Światło LED umieściliśmy także w podwieszonym suficie, co widać na drugim zdjęciu. A oto jak wygląda oświetlenie pod górnymi szafkami i przypodłogowe…


Wieczorami oświetlenie LED tworzy naprawdę miły klimat. Delikatny półmrok w dalszej części mieszkania nadaje mu iście romantyczny charakter.


Przejdę teraz do krótkiego omówienia detali. Razem z narzeczonym zamontowaliśmy w naszej kuchni w dwóch miejscach kontakty w wysuwanej z blatu listwie. Rozwiązanie to wprowadza ład w pomieszczeniu i jest świetną propozycją dla osób, które tak jak my zdecydowały się na położenie powierzchni szklanej między blatem a górnymi szafkami. Listwa wysuwa się po jej naciśnięciu i lekkim podniesieniu…



I kolejne szczegóły…

Żyrandol, który sama wybrałam idealnie pasuje do wystroju.

Szuflady i szafki zamykane z cichym domykiem.

Ociekacz w zabudowie świetnie zakamufluje stertę brudnych naczyń. W kuchni nie chciałam mieć zmywarki ponieważ wolę ręczne zmywanie na bieżąco. Poza tym przy dwóch osobach w mieszkaniu tego zmywania nie ma dużo, taka prawda ;)

Warto w tym miejscu zwrócić także uwagę na zamontowane zawiasy w szafkach. Podobno są to najlepsze z dostępnych na rynku marki BLUM. Dotychczas sprawdzają się znakomicie - ja się nie znam na takich technicznych rzeczach - w tych kwestiach decydował mój narzeczony.



A oto jak prezentują się zakupione przez nas sprzęty…








A jak wyglądają Wasze kuchnie lub jak chciałybyście je zaaranżować? Czekam z ciekawością na Waszw opinie i opisy.

Pozdrawiam cieplutko!